Tytuł posta, jest co tu dużo mówić- wymowny. Ale zawiodę was, recenzja nie będzie dotyczyć życia seksualnego ziemian- przynajmniej nie tych prawdziwych ziemian.
Recenzja, którą dziś wam proponuję dotyczy filmów, ba! Kinematografii Polskiej i jej metamorfozy w ostatnich latach, z kina ambitnego, nagradzanego i uznawanego za kanon, do tego co dziś króluje na polskich ekranach kinowych- słowem przydługich teledysków i niedyskretnych reklam.
Filmowo...
Grudzień przyniósł nam kolejny "hit" produkcji polskiej o wiele mówiącym tytule "Śniadanie do łóżka". O ile tytuł wydaje się chwytnym być, o tyle sam film jest co najwyżej nijaki. Na tyle nijaki by tytuł wypadł mi z głowy po niecałych 15 minutach od opuszczenia sali kinowej... dlatego do dzisiejszej recenzji przygotowując się, posiłkowałem się biografią jednego z aktorów tam grających.
Obsada "filmu" to czołowe postacie polskiego kina lekkiego- Tomasz Karolak, Tomasz Karolak, Tomasz Karolak, Małgorzata Socha, Piotr Adamczyk, Izabela Kuna oraz wielu innych, w tym przygasła gwiazdka polskiego "szołbizu" Michał "Misiek" Koterski (który po filmach "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" i "Dniu świra" ma fatalną passę do doboru scenariuszy). Znacznych postaci innych nie dopatrzyłem się. Oj... przepraszam, w filmie zobaczyć można jeszcze Krzysztofa Kiersznowskiego i Joannę Kurowską, którzy choć genialnymi aktorami są, to giną pod całą masa reklam wylewających się z obrazu.
Fabuła filmu nawiązuje do ogólnie przyjętej konwencji lekkiej komedii z kuchnią w tle.
Na początku poznajemy Piotra (Karolak), kucharza z twardym poczuciem humoru i nie mniej nieugiętym poczuciem własnej wartości, który przez pomyłkę jednego z współpracowników wylatuje z restauracji zapewniającej mu stały dopływ wypłaty. Piotr okazuje się kiepskim w doborze towarzyszek życia, oto bowiem po powrocie do domu zastaje swoją partnerkę w niedwuznacznej sytuacji z jej nowym przyjacielem. Zupełnie zaskakuje więc fakt rozstania Piotra z towarzyszką (Kuna)- byłem tym faktem wstrząśnięty, przecież prasa nowoczesna "Wysokie koturny", "Mój stryj" itd.która postępową i opiniotwórczą jest- lansuje obecnie obraz szczęśliwych trójkątów i mitu monogamii- cóż reżyser filmu (Krzysztof Lang) tradycjonalistą być musi.
Dalej historia toczy się szybko- Piotr zgodnie z konwencją "od zera do bohatera" staje się sławny, spotyka miłość swojego życia i mniej więcej po standardowych 2/3 filmu pojawiają się kłopoty. Ale nie będziemy zdradzać końca :) (tak jak by było trzeba :D)
Oto przed wami trailer tego wiekopomnego dzieła(jeden z wielu zresztą):
Co mnie w filmie zaskoczyło? Ilość reklam, które w zasadzie pojawiają się z każdym kolejnym ujęciem, tutaj logo producenta przypraw, tutaj producent noży, znów przyprawy, telefony, linie lotnicze... wydaje się e niektóre ze scen są nakręcone tylko po to by pojawiło się logo określonego reklamodawcy- Istny dziki zachód.
Po zakończeniu seansu, kiedy w mojej głowie już, już kotłowały się złośliwostki, postanowiłem porównać go z jakąś inną produkcją polską. "Idealny facet dla mojej dziewczyny" odpada, bo to w zasadzie ten sam film tylko główna rola obsadzona kimś innym. "Ciacho"... poniżej pasa- przepraszam. O! "Randka w ciemno". Obejrzałem. Kropka to dobry komentarz. O ile pierwszy z filmów był zabawny, czasami nawet śmieszył, o tyle drugi, straszliwe stereotypowy, dziwnymi filtrami kręcony i tak tendencyjny jak mało który tabloid. Choć może tabloid to dobre porównanie. Film, w którym znów znajdziemy kilku ciekawych aktorów min. Borysa Szyca czy Lesława Żurka, Bogusława Linde i wielu innych to przepaść bez dna. Przepaść żenująca, naciągana i tak nieprawdopodobnie wymuszona, że nijak porównywać ją do czegokolwiek. A zapowiadało się ciekawie:
Choć momentami mogłoby być zabawnie (po kilku piwach, tak mniej więcej 14).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość, oddzwonię wkrótce, choć może niekoniecznie mi się uda:P