Nie było okazji by wczoraj napisać cokolwiek słusznego. Zwalę winę na biometr i uśmiechnę się pod nosem.
Za to- pojawił się słuszny temat do recenzji. Koncert. Nie byle gdzie i nie byle jaki.
Czasami bywa tak, że dzięki portalom społecznościowym dowiadujemy się o wielu interesujących wydarzeniach. Np. myspace, to dobra przestrzeń reklamowa. Niestety nie odwiedzam go zbyt często i może właśnie przez to przegapiam wiele ciekawych wydarzeń:(. Na szczęście, dostaje powiadomienia o tych najciekawszych, jak choćby o wczorajszym koncercie w Krakowskim klubie Face 2 Face.
Zanim jednak przejdę do gwiazdy wieczoru, napiszę parę słów o lokacji.
Klub usytuowany w "ciemnej" lokalizacji (tj. mało lamp i co tu dużo pisać, trochę na uboczu) ul Paulińskiej (Kazimierz), wita nas nie wielkim, krzykliwym szyldem czy rozświetlonym oknem, a szarymi metalowymi drzwiami. Trzeba więc uważać by nie przegapić. Po wejściu na lewo szatnia i coś jeszcze (dla tych szukających i czasem znajdujących), na wprost bar nr 1. Trochę z boku WC a dalej... dalej scena i spora sala przed nią.
Wystrój klubu- nijaki. Ot ciemne ściany, podłogi "krakowskie" i sporo karykatur twarzy z podpisami "Face 2 face". Oryginalne oświetlenie i dla mnie absolutna perełka- glazura. Kafelki, ścielą się gęsto na podłogach (odpowiednio już zaśmieconych i zadeptanych) i na ścianach, (przypalanych i wytartych). Kafelki, wyżej ustępują miejsca wspomnianym ciemnym ścianom, przechodzącym gdzieś tam wysoko w ciemny sufit. Ale żeby nie było- w klubie nie jest ordynarnie, brudno czy flejtuchowato- zabrudzenia nabrały tam, artystycznego klimatu, i szczerze (bez ironii) nadają knajpie niesamowity styl. Ot takie połączenie rzeźni ze sztuką. Czad. Kto nie widział niech biegnie i patrzy, bo warto- można spędzić tam miło czas- zapewniam.
Czas umili dodatkowo koncert, choćby taki jak wczoraj, kiedy to na scenie (nie małej, nie dużej- ot w sam raz) pojawił się zespół MIKIRURKA. Zespół poznać mogliście w jednej z audycji NRM. Muzykę prezentowałem tak w audycjach jak i na blogu, ale by recenzji dane było poruszyć wszystkie kwestie, trzeba mi pisać. A jest o czym. Koncert rozpoczął się w przybliżeniu o 20.30 i trwał nieprzerwanie do 22 (cisza nocna). Podobno miało być ponad 20 utworów- nie liczyłem, dla mnie i tak było mało. Stare, dobrze znane fanom, hity ("Dead Hero or Living Coward?", "But Mine") przeplatał co i rusz materiał z nowej płyty, która mam nadzieję, już niebawem. Sala była pełna ale udało mi się, w koszulce z logiem zespołu, wysforować na czoło peletonu, i w ścisłym sąsiedztwie sceny- słuchałem, tańczyłem i bawiłem się przednie.
Jak koncert oceniali inni?
>Warszawski jest niesamowity, a do tego taki niepozorny! Jest unikalny!
>Wujek Drut ciął dziś srogo. Dał czadu.
>Kolejny fantastyczny występ i kolejny dobrze spędzony wieczór.
Jak koncert ocenię ja?
Jeśli szukacie takiej muzyki, która niesie ze sobą przekaz- nie tylko w warstwie tekstowej ale także muzycznej- szukajcie i czekajcie na kolejne występy ekipy Mikirurka. Osobiście znalazłem natchnienie do recenzji w grze gitarowej. Kolejne frazy grane przez chłopaków wpadały do mojego ucha, unosiły głowę gdzieś daleko ponad podłogę i wylatując drugim uchem otaczały moje ciało, zmuszając do ruchu. To właśnie taka muzyka- taka, która brzmi najlepiej na koncercie, gdy świeża, gorąca i pachnąca palonymi bezpiecznikami bezpośrednio trafia do duszy. A do tego, gdy atmosfera tworzy się nie tylko dzięki muzyce, ale przede wszystkim ogromnej charyzmie wykonawców- sukces przychodzi sam. Występ był też premierą nowego wzoru koszulek zespołu, które możecie kupić poprzez myspace, czy na koncertach- polecam, bo wyglądają świetnie, zresztą i stary wzór (poprzedni- stary będzie za 10 lat), jest w swojej prostocie genialny.
A dla tych, którzy jeszcze nie znają muzyki zespołu... prosto z naszego ulubionego serwisu...
Pozdrawiam
(Samozwańczy) Niezależny Recenzent Miejski