czwartek, 23 grudnia 2010

Lądujemy (delay) w Zaraz wracam Tu

Witajcie,
Zebrałem całkiem sporo materiału do recenzji, ale nie miałem do tej pory pomysłu w jakim sosie go zanurzyć, tak by smakował jak najlepiej. Wczoraj pojawił się pomysł, a jak wiadomo, z pomysłem dobrze się przespać- skoro jednak z rana nadal siedział mi na ramieniu i natrętnie szeptał do ucha, uznałem, że jest pomysłem na sos wybornym.


Do rzeczy. O czym w dzisiejszym wydaniu Niecodziennika? Koncert, grupa muzyków i Zaraz Wracam Tu, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Zaraz Wracam Tu, NiPU, Kazimierz Dobrowolski, Paweł Michalec & Friedns oraz The Redskiss! Zapraszam do recenzji.

wtorek, 21 grudnia 2010

Odwilż mózgu

Witajcie,

Wilgoć panuje dziś na ulicach większości polskich miast. Jakoś tak bywa, że i w Krakowie dopadła nas ta plucha, mokro i wszystko co powinno trwać tylko chwilę- w ten sposób by odwilż nigdy nie zamoczyła zelówek naszych tenisówek.

Dziś świat dopadł mnie i sprawił, że przestałem patrzeć na jego cukierkowe zachcianki, lepkie promienie słońca i ćwierkające do siebie gimnazjalne podręczniki.
Frustrację moją spotęgował kierowca. Nie byle jaki kierowca bo ten który wozi ludzi swym niebieskim autobusem, zwykle z jakimś dziwnym tajnym numerem. Kierowca, który w nosie ma spieszących się pasażerów i ich szaleńczą pogoń za czasem- byle szybciej na przystanek.
I ja dziś biegłem, widząc nadjeżdżający tramwaj- jechał wolno, jakby dając nadzieję. Już już dobiegałem do linii stu metrów, gdy zamknął drzwi. Czekał, dobiegłem spocony, zmęczony i gdy moja ręka dosięgała już przycisku otwierającego drzwi- ruszył. Gnida z uśmiechem na twarzy, pewnie przez kolejnych pięć minut wizualizowała sobie moją twarz- widział mnie bo biegłem od frontu tramwaju. Gnida.
Specjalnie dla niego i wszystkich innych, którzy wizualizują sobie zmęczone twarze podróżnych dobiegających z nadzieją na przystanek- klip.



poniedziałek, 20 grudnia 2010

Randka w ciemno z śniadaniem do łóżka

Witajcie,

Tytuł posta, jest co tu dużo mówić- wymowny. Ale zawiodę was, recenzja nie będzie dotyczyć życia seksualnego ziemian- przynajmniej nie tych prawdziwych ziemian.
Recenzja, którą dziś wam proponuję dotyczy filmów, ba! Kinematografii Polskiej i jej metamorfozy w ostatnich latach, z kina ambitnego, nagradzanego i uznawanego za kanon, do tego co dziś króluje na polskich ekranach kinowych- słowem przydługich teledysków i niedyskretnych reklam.

środa, 1 grudnia 2010

Muzeum Schindlera i inne rzeczy w błocie upuszczone.

Witajcie,

Niedawno polecałem wam odwiedziny muzeów Krakowskich, zamieściłem nawet krótki program itd.
Bokiem niestety wyszła mi ta impreza. Oczywiście wybraliśmy się na zwiedzanie i odwiedzanie, wybierając jako cel- Zabłocie. Przecież niedawno otworzono tutaj, dwie najciekawsze placówki na mapie muzealnego Krakowa- MOCAK i Muzeum Fabryka Schindlera. O ile pierwszy z wymienionych przywitał nas z otwartymi, pustymi wręcz ramionami, o tyle druga pozycja nie przywitała nas wcale.

niedziela, 28 listopada 2010

Awaryjnie bez dymów. Recenzja koncertu NiPU, Klub Awaria 27 XI 2010r.

Witajcie,

Z wczorajszej puli wydarzeń, obraliśmy za cel klub Awaria, mieszczący się na rogu ulic Mikołajskiej i św. Krzyża. Przyczajony w piwnicy lokal, nie od wczoraj zapewnia bywalcom hektolitry trunków i godziny muzyki na żywo. Można śmiało powiedzieć, że Awaria znajduje się w ścisłej czołówce klubów muzycznych Krakowa.
Coś jednak się zmieniło. Z dniem 15 listopada wprowadzono restrykcje, które uderzyły także i w to miejsce. Z lokalu zniknął dym i palacze. Jedni z zadowoleniem przyjęli nowe przepisy, inni pojedynczo i grupkami wystawali na zewnątrz, marznąc i zacierając ręce w kłębach dymu.



Nie wybraliśmy się jednak do Awarii po to by ocenić czy w niej pachnie czy nie, wybraliśmy się na koncert zespołu NiPU, na którego recenzję zapraszam!

sobota, 27 listopada 2010

Horror w tęczowej oprawie

Materiał pochodzi z bloga Niezależnego Recenzenta Miejskiego

NIE MAM "ZIET"- za co serdecznie przepraszam... uciekło, ale już je gonię!

Witajcie,

Jak już pewnie zauważyliście, na stronie pojawił się kalendarz z nadchodzącymi wydarzeniami, które nawiedzą miasto Kraków. Kalendarz, wypełniam po brzegi nadchodzącymi koncertami, wystawami czy wykładami- słowem, wszystkim co związane z szeroko pojętą kulturą. Kalendarz byłby niczym, gdybym nie trzymał się go, i za jego sprawą nie czynił recenzji nowych. Nie inaczej jest z jego premierą.
Z szerokiego grona dzisiejszych koncertów, wybraliśmy jeden, który z tych i innych powodów wydał nam się ciekawy. Koncert, czy raczej projekt, miał miejsce w Dębnickim Centrum Kultury- Tęcza, małym zacisznym i klimatycznym kino-teatrze, który przycupnął tuż obok Mostu Zwierzynieckiego. Skrótem- recenzja poniższa, dotyczy wizualizacji, i muzyki, kinematografii, Południcy, Żmija, Ducha i Wnętrz, nie koniecznie w tej właśnie kolejności. Do recenzji serdecznie zapraszam.

piątek, 26 listopada 2010

NIECODZIENNIK MUZYCZNY - 04.11.2010 - Niecodzienna Brodka

Wiadomość o nowej płycie Moniki Brodki, nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia- pomyślałem "ot, kolejny gniot made by pop gwiadken from idol". Do płyty więc nie zajrzałem i nie miałem nawet zamiaru, znając wcześniejsze dokonania artystki. Sytuacja zmieniła się diametralnie w chwili gdy nastał ten czas- czas nudy i nicnierobienia, kiedy nawet meteoryt przelatujący za oknem nie jest w stanie wyrwać nas z stanu bliskiemu letargowi. Po wklepaniu adresu youuuutubbbbba, na pierwszej stronie wyświetlił się klip M.B. "W pięciu smakach"- gorzej już być nie mogło, a terapia wstrząsowa mogła pomóc, więc kliknąłem "play". Nie stało się nic nadzwyczajnego, ale uruchomiłem klip raz jeszcze i jeszcze raz, i nim się obejrzałem już w rękach miałem płytę artystki- świeżą, pozbawioną oczekiwań, nadmuchanej pychy czy podpowiedzi gwiazd "szajsbiznesu". Płyta zaskakiwała z każdym kolejnym kawałkiem- dziś wydaje mi się że tylko jeden lub dwa utwory nie są najlepsze, ale wciąż mogą spokojnie przebić się przez cały ten szajs puszczany w wszelakich popkulturowych mediach. Zaskoczyły mnie nie tylko słowa, zalatujące lekko poezją, ale i ciekawe kompozycje, które pozwoliły już po pierwszym przesłuchaniu płyty na stwierdzenie, że o ile pani M nie zmieni po tym materiale pomysłu na siebie to może już niebawem dorobimy się własnej wersji Bat for lashes, czego wam i sobie życzę.

A by nie być gołosłownym poniżej utwór "Saute", który przypadł mi niezmiernie do gustu.


N.R.M.





niedziela, 10 października 2010

O Nowej Hucie słów pisanych klika

-Witajcie- pociągając nosem rzekł dorożkarz i wsunął głowę głębiej jeszcze w obszerny kołnierz płaszcza.

-Witajcie, powiem i ja. Jako że dorożkarz i jego katar wszechobecnym stali się w Krakowie, tak i ja pociągając nosem szukałem i szukałem. Znalazłem to i owo, więc znów mogę pisać i oceniać lokalne podwórko. Za braki wczorajsze, a po prawdzie pisząc dwu-tygodniowe- przepraszam z głębi mojej czarnej stalówki i zacinającego się shifta (to naprawdę irytuje gdy trzeba wciąż i wciąż używać caps-locka, bo nie chce się człowiekowi naprawić tego irytującego ustrojstwa).

Jako że, Nowa Huta, dzielnicą SMKP Krakowa jest, choć wbrew założeniom pierwotnym, jako że wspomniana domena, otrzymała zaszczytne wyróżnienie od Financial Times, trzeba by zgłębić temat. Dlatego i z innych mnie znanych powodów, dziś reportaż o Nowej Hucie, niegdyś przygotowany z okazji rocznicy powstania przez tu siedzącego za tą klawiaturą z TYM SHIFTEM Niezależnego. Życzę miłej lektury, a potem, zapraszam do przesłuchania materiału zapowiadającego recenzję, która już niebawem. A ja wracam do jazzu- tego jesiennego i lepkiego, niesionego wiatrem i dymem, mgłą i słotą- Jazzu szlachetnego.

czwartek, 23 września 2010

Słońce tyłem świeci ponad Sukiennicami i MPK

Witajcie,

Najpierw, nim dane mi będzie stworzyć horror, jakiego dawno już świat nie doświadczył, poruszę temat zapowiadany od dawna, i tak wymęczony że szkoda dłużej się nad nim rozwodzić.

Sukiennice i wyprawa do nich.

Nie zabraliśmy aparatu, kiedy w niedzielne popołudnie, tuż po pracy i zjedzeniu srogiego hamburgera (ser wyszedł, więc z cheesburgera nici), udawaliśmy się do sukiennic. Nie wzięliśmy z czystej przyzwoitości, w końcu to muzeum, a kto w muzeum pozwoliłby robić zdjecia? Pomyliliśmy się, ale cóż, nadrobimy ten błąd niebawem. Niemniej po odczekaniu swego w kolejce wijącej się tego dnia przed wejściem do sukiennic, omijającej ostrożnie rozsatwiony na płycie rynku bazar ze starociami i przeciskającej się pomiędzy kupkami świeżo opadłych petów, doczekaliśmy się wstąpienia w progi, ponoć najnowocześniejszego muzeum we wszechświecie. Przesadziłem? Jasne, może nie najnowocześniejszego, ale w porównaniu do tego co było w sukiennicach jeszcze kilka lat temu, muzeum to poczyniło krok od narzędzi z kamienia ku hiperprędkości i podróżom u boku kapitana Kirka. Mile zaskoczeni odkryliśmy że w niedzielę wstęp jest wolny. Szybko udaliśmy się w kierunku sal wystawowych, i choć szarpałem z całych sił i tupałem nogą nie udało się zaciągnąć Niezależnej na balkon mijany po drodze.
Po wejściu do głównych pomieszczeń przeznaczonych dla zwiedzających, oczywiście obraliśmy błędną drogę i miast podążać za strzałkami, my wybraliśmy kierunek- od najfajniejszego do nudnego. Żartuję, ale oczywiście najpierw wybraliśmy się do sali w której zawisł piękny swym ogromem "Szał" oraz nurtujący swą kompozycją obraz "Natchnienie malarza". Ten ostatni do tego stopnia zafascynował Niezależną, że wracała do niego kilkukrotnie. Moje osobiste spostrzeżenie, rzeźba stojąca przed "Szałem" (który na mnie zrobił piorunujące wrażenie) zasłania go z dalszej perspektywy, z której tylko powinno się go oglądać. W sali znajduje się kolejny i kolejny obraz, oraz przesławna "Czwórka" Józefa Chełmińskiego, którą każdy widział na jakiejś repodukcji, a nie każdy zdaje sobie sprawę jak płótno ogomnym i przytłaczającym jest. Dodatkowo spokojnie konkurować może z Avatarem, bo gdy człowiek dłużej i dłużej wpatruje się w spienione pyski koni, w rozpryski wody i ogólny pęd który temu towarzyszy, mimowolnie usuwa się na bok, robiąc miejsce dla pędzącego zaprzęgu. Pozostałe sale, hmm. Pięknym jest "Rejtan na sejmie" czy "Bitwa pod Racławicami", ale nie robią już tak piorunującego wrażenia. Są piękne i cieszą oczy, a o gustach jak wiadomo- nie rozmawia się.
Po opuszczeniu ekspozycji, obowiązkowo musiałem wybrać inną trasę, nż ta sugerowana przez Niezależną, co skończyło się oczywiście moją bezwarunkową kapitulacją. Schodząc krętymi schodami ku wyjściu udało się wyjść na balkony zlokalizowane przy kawiarni. Szczerze współczujemy obsłudze kelnerskiej, która w swych zwiewnych uniformach stoi na tym wypizdówku, i szczerze zazdroszczę im podziwianych co dnia widoków. Każdy powinien zobaczyć choć raz rynek z tej perspektywy- warto.

Wizyta w Sukiennicach, in plus. Bo pięknie, bo ładnie i tak miło łaskocze gdy zagraniczni turyści zachwycają się dorobkiem malarzy wychowanych tu właśnie a nie tam gdzieś niewiadomo gdzie. Kolejny cel to "Muzeum Lotnictwa Polskiego" kilkukrotnie odwiedzone kiedyś, teraz znów przyjmie nas w swoje progi. Nas z szeroko otwartymi oczami i szczęką gdzieś w okolicach posadzki, łapczywie oglądajacych cudne statki powietrzne.


Horror tylko dla tych o mocnych nerwach!

Czas sprzyja bym poruszył temat dręczący od dawien dawna mieszkańców i turystów odwiedzających Kraków- temat straszny i niebezpieczny ze względu na swoją głębię. Temat, będący zmorą każdego kto się z nim zetknął, który nie jednego wpędził już w sidła choroby psychicznej- temat Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego miasta Kraków.

Jeśli już zetknąłeś się z tą złowieszczą ogrganizacją drogi podróżniku, a po przeczytaniu nagłówka, podniosłeś się spod biurka i nadal masz ochotę na to by horror ten wciągał Cię i pochłaniał, zapraszam- na własną opowiedzialność.

Rozpocznę dziś cykl, tropienia tych abstrakcyjnych wydarzeń, które dotykają nie tylko mnie ale i innych śmiertelników, którym, dane było doświadczyć srogości organizacji o której przychodzi mi pisać.


Odcinek pierwszy- "Tramwaj, zwany 19"

Stojąc na przystanku Solvay, podróżny zdawał się nie oczekiwać szybkiego przyjazdu tramwaju. W końcu godzina była późna, a On i tak był zmęczony. Ale oto zza zakrętu od strony pętli tramwajowej Borek fałęcki, wyłonił się długi lśniący swym metalowym cielskiem potwór. Jego błyszczące reflektory omiotły szybko ulicę i naraz skierowały się na tory, gdzie miały już pozostać do końca tej opowieści- ślepe i nie zważające na nic. Tramwaj był w połowie pusty, lub może w połowie wypełniony, podróżnymi takimi samymi jak On. Zmęczonymi- po pracy, udającymi się do domu, szczęśliwymi z powodu znalezionego wolnego miejsca. Tramwaj ruszył  z cichym sykiem i pognał przed siebie. On, jak zwykle odcięty od świata, spoglądał w zaciągnięte mrokiem wieczoru okna i niewyraźne w swym pędzie samochody mknące gdzieś daleko ulicą Zakopianiską. Na wysokości przystanku Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, jeden z pasażerów podszedł do Niego i zapytał nieśmiało:

- Czy ten tramwaj jedzie na dietla?

On spojrzał na tablice powieszoną niedbale obok i wskazując na napis powiedział z uśmiechem:

- Tak oczywiście. 

Przystanek Łagiewniki. Nagle jakby trąbą powietrzną wymieceni z wnętrza wagonu zniknęli pasażerowie. Z niezorzumieniem na twarzy jeszcze niedawno rozmawiający On i zagubiny pasażer przyglądali się temu widowisku rodem z hororu sci-fi. Co się z nimi stało? Gdzie się podziali?

Do rzeczywistości panującej w MPK przywórcił ich głos motorniczego:

- Wysiadać k*wa, zjazd na zajezdnie!

- Ale czy to nie jest 19 jadąca na Krowodrzą górkę? - Zapytał on.

- Nie k*wa! nie widzisz że tablice zdemontowane?- po czym motorniczy z nonszalancją zaczął zdejmować tablice informacyjne z haków.

Rzeczywistość tak odmienna. Teraźniejszość zmieniająca się w oka mgnieniu i światła tramwaju- metalowej bestii która obserwuje dramaty pasażerów bezsilnie wyczekujących kolejnego tramwaju, który bezpiecznie dowiezie ich do domu- pod warunkiem tylko że skasują kolejny bilet, bo inaczej pojawi się...

cdn.

A tym których tramwaj nie nadjechał, autobus się spóźnia i wogóle irytuje oczekiwanie na przystanku MPK przeprasza i proponuje komuniakcję zastępczą, w wersji DIY.




Miłej zabawy z klejem życzy

Niezależny Recenzent Miejski

poniedziałek, 20 września 2010

Wisło, dziś piękniejszaś jakby? Zestawienie!

Witajcie.

Obiecałem wczoraj muzyczne zestawienie. Zestawienia moje mają charakter nie list przebojów, czy ukazania aktualnie uwielbionych nurtów muzycznych przez "moi" co raczej podkreślenie charakteru pogody i kolorytu aury jaką dni i noce roztaczają w mojej głowie, gdzieś w okolicach trzeciej myśli od lewej...

Dziś nieco radośniej, bo słońce, złota polska jesień itd.

Miejsce 10. Akeboshi i Wind



Miejsce 9. Nick Cave & The bad seeds i The Weeping song





Miejsce 8. The roots & Cody Chesnutt i The seed





Miejsce 7. Tom Waits i Sea of Love





Miejsce 6. Cat Power i Satisfaction





Miejsce 5. Tori Amoc i Blood Roses



Miejsce 4. Ratatat i Seventeen Years



Miejsce 3. Pel de Noz i O Pindo



Miejsce 2. Motion Trio & Bobby McFerrin i The Heart


Niestety nie mogę zamieścić tutaj filmu z muzyką, który zajmuje pierwsze miejsce w dzisiejszym, a w zasadzie wczorajszym zestawieniu. Po kliknięciu w tytuł przeniesiecie się wprost do wideo, którego nie da się opisać słowami. Trzeba je po prostu zobaczyć.

Miejsce 1. Jacek Bończyk i Autoportret Witkacego



Miłego słuchania, z wieczorem pachnącego Krakowa
Niezależny Recenzent Miejski

niedziela, 19 września 2010

Krew na butach

Witajcie,

Wczoraj nad Krakowem przeleciał pierwszy od set lat smok. Przeleciał i zniknął, i chyba tylko ja go zobaczyłem, ponieważ nie wywołał szczególnego poruszenia tak wśród mieszkanców grodu. Dlatego informuje was- niezależnie- smok przeleciał nad Krakowem, z kierunku południowego na północny, około godziny 13:63. Pewności nie mam ale chyba kierował się na Warszawę. Może randka z syrenką?




Ale to nie smoki i nie syrenki zajmują serca i myśli mieszkańców Krakowa- w głowach głównie im maczety. To nie tak, że odkryli ich potencjał dopiero teraz, wszak w przeszłości, broń białą królowała na tych terenach. Potem w okolicach bliższych nam czasów, zakurzone noże wyciągnął z szuflady Pan Maleńczuk i włożył je w dłonie "chłopców", wszak "chłopcy w naszym mieście, mają charaktery ciężkie, noszą noże i kastety, chętnie biją kobiety". I tak już zostało. Maczety, katany jak i pewnie dużo szersza gama białej broni, zagościła na nocnych ulicach Krakowa. Zamiłowanie do niej powoduje zapewne zabawy z bronią, po któych co i rusz któryś z miłośników tegoż oręża ląduje w szpitalu z ciężkim przypadkiem amnezji dotyczącej ew. przyjaciół z któymi tą broń umiłował. Nawet media ukochały maczety, bo możemy dowiedzieć się z nich o tym, że np. ochroniarz w Krakowskim klubie odciął dłoń klienta, znaleziono pociętego maczetami chłopaka, zatrzymano samochód z młodymi ludźmi uzbrojonymi w maczety, itd. itd...

Starałem się rozwikłać fenomen tej broni, i doszedłem do prostych wniosków.

Po pierwsze, Kraków to miasto honoru- co jak co ale broń biała jest najbardziej honorową z nam znanych, dlatego jej populaność wśród mieszkańców, jest nie mała.



Po drugie, w Krakowie mieszka strasznie dużo ludzi, co za tym idzie wykorzystanie broni palnej na zatłoczonej ulicy, wiązało by się z nieuchronną porażką- w zwarciu skuteczniejszy jest miecz samurajski czy maczeta.



Po trzeciem, Kraków to miasto rycerzy- broń rycerska to broń biała.



Po czwarte- nie powiecie mi że koleś z mieczem u pasa nie wygląda kozacko!



Wnioski mówią same za siebie- nadchodzi nowa moda, na pogrążobnych w śnie ulicach miasta- moda na miecz i drogę samuraja. Tylko czekać, aż w okolicznych kioskach pojawią się tytuły takie jak "Shogun- ostatni władca Kazimierza" czy "Twoja osełka, twój przyjaciel". Za ciosem pójdzie Galeria, w której pojawi się sklep "Twój Kowal" a na błoniach otworzy się szkoła "KendoKrak"... Świetlana to przyszłość.



A już wieczorem do posta dopłynie zestwanie niedizelnej muzyki, także dziś aktualizacja muzyki jamendo,dlaego zapraszam ponowenie wieczorem!

Niezależy Recenzent Miejski

niedziela, 12 września 2010

Kiedy Death Metal okazuje się być zbyt delikatnym

Witajcie, 

Przyszła do mnie dziś nie wiem skąd, i nie wiem dlaczego. Nie pytała czy może usiąść, czy może zająć mi chwilę czasu. Przyszła i postanowiła mi towarzyszyć, a ja, jako że nie miałem specjalnej ochoty by się szarpać czy sprzeciwiać postanowiłem nie zwracać na nią uwagi. Ale że zwierzak ten drapie i gryzie w momentach bez echa, trzeba go czymś zagłuszyć. Najlepiej muzyką. Pech chciał, że dziś akurat www.jamendo.com padło, i nic nie wskazuje na to, że podniesie się w przeciągu kilku chwil, dlatego dziś moje osobiste zestawienie prosto z www.youtube.com - piosenek jesiennych, chłodnych lub otulonych kocem ciepłej pary unoszącej się z nad kubka pełnego herbaty. Zestawienie dogrzewane kaloryferem, który wciąż niebieski i znów grzeje!

- Hura! - zakrzyknął Kot Zabójca Nudy, klepiąc się po źle ogolonej twarzy.

A teraz przed nami, trochę Krakowskie, a trochę nie, ale na pewno jesienne zestawienie 10 klipów muzycznych prosto z www.youtube.com

Miłego słuchania

Niezależny Recenzent Miejski

Miejsce 10. Don Byas i Just a blues

Miejsce 9. T.Love i "To wychowanie"

Miejsce 8. Pidżama Porno i "Stąpamy we dwoje"

Miejsce 7. Myslovitz, Marek Grechuta i "Kraków"

Miejsce 6. Black Era i "The black page"


Miejsce 5. Rob Costlow i "Bliss"

Miejsce 4. Howlin Wolf i "Spoonful"

Miejsce 3. Mahalia Jacson i "Summertime/Motherless Child"


Miejsce 2. Homo Twist i "Bema Pamięci Żałobny Rapsod"


Miejsce 1. Noir Desir i "Des Armes" oraz "A ton  étoile" 




W następną niedziele, pojawi się nowe zestawienie, miejmy nadzieję że troszeczkę cieplejsze, tak duchem jak i aurą.  

Zachęcam do odwiedzania blogów znajdujących się w zakładce- Polecam i Wam- dziś zaktualizowana lista, przyciągnęła mnie w progi ludzi, którzy nie tylko piszą ciekawe rzeczy, ale i tworzą, o czym możecie przekonać się sami. 

Jeszcze raz, z zamglonego Krakowa- 

Niezależny recenzent Miejski


środa, 8 września 2010

Wężowe opowiastki

Witajcie,

Jako że zmienił się adres, pod którym rezyduje Niezależny Recenzent Miejski, część z was pogubiła się i nie mogła odnaleźć miejsca, w którym recenzje przeplatają się z surrealistycznym planem urbanistycznym Krakowa. Staram się właśnie aby i poprzedni adres bloga był dostępny, tak więc proszę o nieco cierpliwości a już niedługo będziecie mogli wybrać czy użyć www.miastokrakow.blogspot.com czy może www.niezaleznyrecenzentmiejski.blogspot.com, by odszukać newsy o tym co w Krakowie piszczy, i dlaczego tak głośno.

Niestety nie udało się wczoraj dotrzeć w progi Sukiennic, mam nadzieję, że któryś z weekendów, przyniesie jednak sukces w tym działaniu.

Czytając dziś jeden z serwisów dotyczących Krakowa, natknąłem się na temat związany z opieszałością i ogólnym olewnictwem serwowanym w wykonaniu PKP.
 
www.pkp.pl 

Temat dotyczył jednej z dzielnic miasta, i zaniedbanego dworca, którego remontu i sprzątania musiał podjąć się prywatny inwestor, bo PKP się nie chciało.
Sprawa organizacji o której mowa, oraz jej miejsca w mieście, nakłoniła mnie do napisania właśnie tego wpisu. Obserwując to w jakim pięknym stylu rozwija się Kraków- czy to poprzez remonty starych kamienic, rozbudowę sieci komunikacyjnej, rewaloryzację parków, czy budowę nowych obiektów użyteczności publicznej, drzazgą w oku staje wizerunek pasa ciągnącego się w centrum miasta, a należącego do PKP. Nie chodzi już nawet o to, że ich majątek rozpada się w palcach, nieużywane odcinki szyn rdzewieją a budynki co i rusz zawalają się. Nie boli zarośnięty krzakami odcinek torowiska przerzucony nad ul. Prądnicką, czy opłakany stan wiaduktu na ulicą Kamienna (swoją drogą podobny, udało się wyremontować na ulicy Lubicz). Boli całokształt wyglądu firmy która niejako jest wizytówką Krakowa jak i Polski ze względu na funkcję jaką pełni.

www.nasiklasowicze.blox.pl 

Jak widać nie da się odsprzedać czy przekazać w formie darowizny terenów, które nie są już użytkowane. Nie można też pozbyć się w formie przetargu obiektów, czy wynająć peronów osobom prywatnym, które mogłyby korzystać z nich jak z ogromnych bannerów reklamowych- nie można bo nie, a w ogóle to nikt nie jeździ już koleją i nie mamy pieniędzy, a pociąg i tak się spóźni. Dlatego z wytęsknieniem oczekuję, aż na rynek polski wejdą koleje zagraniczne, które mam nadzieję nie tylko nie będą się spóźniać, ale i zadbają o to by komfort towarzyszył nam od momentu kiedy wchodzimy na peron, do momentu kiedy opuszczamy go w zupełnie innym miejscu kraju.
A póki co lecimy z naszym fantastycznym PKP. 


www.designtracker.blox.pl 

Koniec Architektury pt. 2. 

Temat architektury trzeba poruszyć po raz kolejny. Tym razem skupię się na budynkach i przedsięwzięciach, które powstały i zaczęły funkcjonować w przestrzeni miejskiej stosunkowo niedawno. Wybrałem kilka swoich propozycji i dodałem te o których pisaliście. 

Pierwszy typ to- Galeria Krakowska- choć budziła i nadal budzi kontrowersję, uważam że Kraków nie może się już bez niej obyć.

www.foto.recenzja.pl/Forum-album_showpage-pic_id-155904.html 

Nie tylko łączy ona w sobie elementy centrum komunikacyjnego ale oferuje bogatą ofertę sklepów i usług zlokalizowaną w jednym miejscu. 

www.krakowlife.com 

Na stałe wpisała się już w przestrzeń i od niej rozpoczął się proces rewitalizacji obszaru ulicy Pawiej, która stać ma się docelowo bulwarem, oferującym pełną ofertę usług skierowaną do spacerowiczów i przyjezdnych. 

Typ numer dwa- budynek biurowy przy ul. Opolskiej- (pod fantastycznym adresem Opolska 100).Vinci Office Center to nowoczesny budynek, który pomimo swojej klasycznej formy robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza po podświetleniu w nocy. 

www.centrumvinci.com 

Co więcej istnieje spore prawdopodobieństwo, że jest to pierwszy z wielu wysokościowych biurowców w pasie ulicy Opolskiej- Bora Komorowskiego. Wypełniło by to lukę, braku wysokich nowoczesnych biurowców w grodzi Kraka. Już stoi wieżowiec przy Bora Komorowskiego, jeden z kilku z nowego centrum biurowego w tym rejonie, a przy rondzie Barei dumnie pręży swoje okna budynek CapGemini. Trzymam kciuki by ta część miasta, do tej pory utożsamiana raczej z zabudową blokową, rozwinęła się w kierunku wysokich i nowoczesnych Office centers. 


Typ numer dwa w moim zestawieniu wespół z w/w budynkiem zajmuje Krakowskie GTC, zlokalizowane przy ulicy Armii Krajowej tuż obok miasteczka studenckiego AGH. Budynki Galileo Newton oraz Edison, w swojej prostocie dopasowane są do pełnionej funkcji.


www.instal-klima-projekt.pl 

Dodatkowo mają doskonałe połączenie z resztą miasta, przez co sytuują się bardzo wysoko w rankingu cenowym pod wynajem na przestrzeń biurową. Ich poste a zarazem wąskie sylwetki usytuowane obok siebie sprawiają wrażenie kolumn, stojących w rzędzie. Inwestorzy okolicznych budynków mieszkalnych zdają się podzielać moje zdanie co do piękna tej architektury, wykorzystując wzorzec w kolejnych powstających przy GTC blokach.


 www.idacdonikad2.blox.pl

Typ trzeci.Opera ul. Lubicz. Co z nią pytacie? Ano zakwalifikowałem ją pierwotnie do typu średnio udanych inwestycji- czy to przez architekta który ją zaprojektował, czy użyteczność związaną z ogromnym parkingiem, czy wręcz jej kompozycję, która nijak nie współgra nie tylko z okoliczną zabudową, ale i z sobą samą. Głównie jednak raziła mnie architektura światła jaką zastosowano w głównym holu. 
Niemniej jednak, po wizycie pod omawianym budynkiem, chwili zastanowienia a przede wszystkim analizy, doszedłem do wniosku, że to chyba jedyny budynek, (z nowo powstałych) który może mierzyć się z hotelem Forum czy "szkieletorem". Jego nowoczesna bryła, kontrastowe barwy- krzykliwe i tak fascynujące zwłaszcza w nocy a zwłaszcza nowoczesność podejścia do tematu, przywodzą na myśl to o czym mówi się i mówiło min o forum czy "błękitku". 
Budynek jest kontrowersyjny- może budzić zachwyt lub ubolewanie nad stanem Krakowskiej przestrzeni miejskiej, ale coraz bardziej zaczyna się podobać, a to znak, że jest w nim coś co przyciąga uwagę i to coś jest jak najbardziej pozytywne.

Moja mała lista nowej architektury zamknie się na operze właśnie, a ja w gąszczu Krakowskich chodników poszukam kolejnych tematów do przenicowania i obśmiania, a może wywyższenia i pochwalenia. Okaże się już niebawem.

Zakończę małą sugestia...

 ROZPOCZNIJCIE WRESZCIE SEZON GRZEWCZY! BO ZIMNO! 

  
www.iskandar-z.onsugar.com
  

Z zimnego choć słonecznego Krakowa- 
Pozdrawiam Niezależny Recenzent Miejski 

piątek, 3 września 2010

A więc stało się! Super AS napoił się winem.

Witajcie,

Stało się i póki co nieodwołalnie- zmieniłem adres bloga, by nieco go ucywilizować i określić już na wstępie mój target- miasto Kraków. Mam nadzięję że nie obraziłem nikogo tym czynem, a z tego co widzę, nie zmalał też popyt na teksty :) Niezmiernie się cieszę i polecam na przyszłość. 

Tyle słowem wyjaśnień. 

Na zakończenie tego jakże rozbuowanego posta, zostawiam moją osobistą inspirację co do nowego adresu, i dalej odliczam sobie czas do słodkiego weekendu. 

Pozdrawiam 

Niezależny Recenzent Miejski (tutaj przynajmniej nic się nie zmieniło, i zmieniać się nie będzie. Ot lubię tę nazwę za jej atuty związane z jezykołamaniem:)

PS. Już jutro moje wrażenia z wizyty w muzeum Sukiennic- o ile dotrę tam dziś, bo możę stać się różnie.

PS: PS: rozpoczynam mała kampanię reklamową bloga, za pomoc- z góry dziękuję :)

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Kleptoman w sklepie papierniczym

Witajcie, 

Słowem wstępu wrócę do ostatniego wpisu i polecę wam stronę, która zajmuje się architekturą o której wspominałem. Trafiłem na nią za pośrednictwem bryły, i wywiadu jaki i wam polecam. 

Portal o którym wspominałem znaleźć możecie pod adresem dostępnym w linku

Dziś trochę o remontach i pamięci. 

Zacznijmy od początku. 

Remonty targają ulicami Krakowa, odbijając się nie tylko na nerwach kierowców i mieszkańców, ale i szerokim echem w lokalnej prasie. Ciągle i ciągle mówi się o przebudowie stadionu Wisły, wytyka opóźnienia w budowie estakady na rondzie Ofiar Katynia, czy krytykuje wygląd i użyteczność oddanej niedawno ulicy Długiej. 

Fakt faktem, każdy z wymienionych projektów kuleje, i nie widać możliwych rozwiązań, ale trzeba przyznać, że wszelkie słowa krytyki powinny być złagodzone, bo wszak jeśli nie przebudowa i remont to tak miasto jak i jego zakorkowane ulice, irytować nas będą bardziej. 

Pozwolę sobie, najpierw skupić się na remoncie Ulicy Długiej, inspirowany informacjami jakich zasięgnąłem z prasy, plotek i blogu Fotoszok. To ostatnie źródło utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś z wyremontowaną niedawno ulicą jest nie tak. Wykolejony tramwaj widoczny na zdjęciu zamieszczonym przez Autorkę bloga robi ponure wrażenie, tym bardziej że od momentu oddania jest to trzeci taki wypadek. Coś jest na rzeczy bo sprawą zainteresowany jest ZIKiT oraz inne służby miejskie, które choć przekonane o tym że trakcja na trasie wykonana jest w sposób prawidłowy zleciły Politechnice wykonanie dodatkowych analiz łuku torowiska łączącego ulice Basztową i Długą. Według mnie musi działać tam jakaś siła nieczysta, więc stosowne analizy winni wykonać także okultyści i inne organizacje, dla których chlebem powszednim jest świat eteryczny. Skoro nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze, jak mawia stare powiedzenie. I tutaj może się okazać, że ktoś zaoszczędził lub gdzieś nie użyto tego czego winno się użyć, a słupki na chodnikach dalej wyginać się będą dotknięte magiczną siłą przedniego zderzaka tramwaju. 

Inna kwestia to remont na rondzie Ofiar Katynia- to bodaj mój ulubiony obszar remontowy. Co do tego kiedy prace się zakończą, nie ma jeszcze wspólnego stanowiska. Jedni mówią o przyszłym roku (wiosna) inni uznali, że szybciej zakończy się remont szkieletora, jeszcze inni uważają że remont trwać będzie do kolejnych wyborów. Pewne jest jednak to, że kierowcy nie mają co liczyć na ukończenie dolnej płyty w planowanym terminie to jest do końca października. Wykonawca mówi... 


Niemniej jednak miasto remontuje swoje ulice i dobrze, bo w końcu kiedy remonty się skończą, to jazda po Krakowie stanie się przyjemna i łatwa.


Sorry, I don't remember...

Póki co, można juz wjechać do Krakowa bez większych utrudnień od strony Zakopanego- remonty Zakopianki na razie się skończyły (oby).

www.fakt.pl

Niedawno dowiedziałem się o planowanej przebudowie al. Kijowskiej, skrzyżonia z Czarnowiejską i dalej alejmi. Ponoć ma tam się pojawić więcej pasów (dokładnie 1 więcej) ścieżki rowerowe oraz parkingi. Nie było by w tym nic zdrożnego gdyby nie zapowiadana wycinka około 30 drzew, w rejonie przeprowadzanych prac. Problem polega na tym, że ostatnio dąży się w Krakowie do wycinki wszelkiej zieleni, co nie wpływa najlepiej na komfort życia, ani też pobytu w mieście. Oczywiście ważna jest drożność arterii miejskich, ale nie kosztem drzew, zwłaszcza tych ponad 200 letnich, a dokładnie takie znajdują się obrębie dokonywanych prac. I właśnie sprawa 200 letnich dębow, powoduje protest mieszkańców dzielnicy.

Pamięć.

Pamięć może przejawiać się na różne sposoby, czy to kolekcjonowania zdjęć rodzinnych, pasji związanej z historią czy też chęci pozostawienia po sobie czegoś dla potomnych. 

Remont sukiennic, to nie tylko kwestia zachowania ich świetności oraz kształtu, to także możliwośc pozostawienia po sobie śladu w postaci kuli czasu, jaka zostanie zamontowana na dachu tego obiektu. Dyskusja na temat tego co powinno się w niej znaleźć, przyciągnęła moją uwagę. Postanowiłem wytypować pewne elementy, które opisują nie tylko Kraków, ale i rzeczywistość w jakiej obecnie się znajduje. 

Miejsce piewsze- powinniśmy być szczerzy wobec kolejnych pokoleń, pokażmy im więc zdjęcia miasta jakim jest teraz, sypiących się kamienic, pijanych turystów czy zdewastowanych nawierzchni ulic- a co jak szaleć to z rozmachem.

Miejsce drugie- bardziej poważna propozycja umieszczenia w kuli, nagrania dźwięków jakie odbiają sie echem wśród kamienic otaczających rynek. Piękne w swej prostocie i nie tak komercyjne jak nagrania jakiegoś artysty.

Miejsce trzecie- próbka wody z Wisły. Podejrzewam, że za sto lat będzie ona artefaktem dla badaczy tego jak wyglądała rzeka, przepływająca przez Kraków- powie im coś więcej o nas i o ekosystemie, który za kilka dekad może ulec nieodwacalnym zmianom. 

Miejsce czwarte- ulotki wyborcze. Zapewne dla każdego historyka, będą one cennym źródłem informacji o demokracji w jakiej trwamy, a dla przyszłych pokoleń komików, stanowić będą natchnienie i inspirację. 

Miejsce piąte- lokalni bohaterowie- czyli zbiór małych wizytowek miejsc, które w sposób estetyczny reklamują się tu i tam. Dzięki nim dopełnimy obraz Krakowa, który trwa teraz, pokażemy gdzie jedliśmy i gdzie się bawiliśmy.

Moje propozycje pewnie nie zostaną zrealizowane, ale wydają mi się bardziej sensownymi od tych, które zakładają umieszczenie w kuli włosa G. Turnaua czy nagrań Krakowskich muzyków.

 

www.4.bp.blogspot.com

Pamięć 2. Muzea.

Pewnie wielu z was słyszało o tym, że Sukiennice znów są dostępne dla zwiedzających, to nie mała atrakcja, ponieważ tak bogate w zbiory muzeum nie stoi za każdym rogiem. 

Mniej nagłośnioną sprawą jest muzeum PRL, które nijak nie może poradzić sobie z wystartowaniem. Co ciekawe nie chodzi o fundusze, a o kwestię tego czy powinniśmy czy nie przypominać ludziom o Polsce Luowej, i w jaki sposób. Dla wielu temat ten jest kontrowersyjny, i gdyby taka placówka powstała, zapewne następnego dnia pikietowali by pod jej bramami przeciwnicy- wykrzykując hasła "Wolna Polska!" i "Precz z komuną!". A szkoda, bo podobne muzea z powodzeniem funkcjonują w wielu krajach min w Niemczech, Czechach czy Estonii. 

www.skarby.com.pl

Ostatnim tematem jaki chciałbym poruszyć, kiedy piszę o pamięci jest temat Krakowskich Fortów. Pewnie wielu o nich słyszało, ale jedyne z jakimi się spotkało to Fort Kleparz i Lubicz. Pamiętajcie jednak, że rejon Krakowa usiany jest przeróżnymi buowlami i konstrukcjami, których przeznaczeniem było bronić miasta w razie ewentalnego ataku. Konstrukcje te dziś są zapomniane, zazwyczaj zarośniete i niedostępne dla zwiedzających, ale warte zobaczenia. Oczywiście różne z tym oglądaniem jest, zwłaszcza od strony prawnej, ale tym zajmę się następnym razem. Dziś chciałem tylko przypomnieć o tych fantastyczncyh budowlach, które stoją zapomniane, rozkradane czy niszczone na potrzeby przebudowy kolejnych części miasta. Dlaczego nie może przekształcić ich w kolejną atrakcję Krakowa, dzięki ktorej miasto nie byłoby znane jedynie z Wawelu i Sukiennic? Czy Największa w Europie fotyfikacja nie jest warta uwagi? 

Najbardziej boli mnie jednak zarzut, który odnalazłem w jednym z artykułów na temat, w którym rozmówca oskarżał ludzi uprawiających paintball, o dewastowanie fortów- moim skomnym zdaniem, nie da sie ich zdewastować bardziej, a tak, przynajmniej spełniają funkcję w życiu miasta, a zarazem coraz więcej ludzi może je poznać. Może zatem warto byłoby niewielkim kosztem przywrócić kilka obiektów do funkcjonowania przekształcając je w centra paintballu? Myślę że nie jednen turysta byłby zachwycony, mając możliwość uczestniczyć w bitwach w prawdziwych fortyfikacjach.

Do tematu fortów jak i Cytadeli Kraków powrócę niebawem, bo zajmującym jest on i szalenie ciekawym z punktu widzenia tak owdiedzającego jak i mieszkańca miasta, a cicho o nim jak makiem zasiał. 

Obiecuję także kilka zdjęć co ciekawszych obiektów, abyście mogli zobaczyć na ekranie komputera to co z penością będziecie chcieli obejrzeć na własne oczy.

A póki co pozdrawiam z mokrego i zimnego Karakowa, i zostawiam wam nagranie zespołu Nipu, ot tak by zaczerpnąć nieco z piwnicznej muzyki Krakowa.

Niezależny Recenzent Miejski

PS. trzymajcie kciuki by jak najszybciej rozpoczął się sezon grzewczy :D



piątek, 27 sierpnia 2010

Koniec architektury

Witajcie, 

Dziś krótko i na temat. Temat bardzo aktualny bo związany z przestrzenią życiową Krakowa, a dokladnie jego architekturą. 

Jako że od jakiegoś czasu mam okazję przejeżdżać cały Kraków tramwajem (od pętli do pętli), mam sporo czasu na obserwowanie architektury. Nie żebym nie robił tego wcześniej, spacerując po ulicach grodu Kraka, po prostu teraz jest więcej czasu, który mogę marnować wlepiając swój wzrok w okno tramwaju. 

Co z tych obserwacji wynika? Doszedłem do prostego wniosku. Po 89 roku, nie wybudowano w Krakowie w zasadzie nic interesującego. Straszne gromy posypią mi się na głowę, bo oto zostanę okrzyknięty fanatykiem broniącym starych budynków lub zwariowanym estetą. Nic bardziej mylnego. Moje stanowisko opiera się na postej analizie. Przed nastaniem nam nowego systemu, kiedy średnio dbano o kompozycję miasta, i nikomu nie przeszkadzało budowanie nowoczesnych budynków w obrębie starego miasta, realizowane były ciekawe eksperymenty, które weszły nie tylko do kanonu budownictwa, ale także stanowią  element tożsamości samego miasta. Wystarczy wspomnieć o Hotelu Forum, Biprostalu, sławnych niedawno "Żyletkowcach", budynku "Stu balkonów" czy architekturze Nowej Huty. Wszystkie te konstrukcje ze swym ciągle żywym avatarem "Szkieletorem" są rozpoznawalne niemal w całej Polsce i utożsamiane z Krakowem.

Co zatem wybudowano po transformacji, w dobie wolności i doborbytu, co przykuwa uwagę a zarazem jest supernowoczesne nie tylko poprzez swoją konstrukcję ale i design? Myślę, szukam i przychodzi mi na myśl tylko Galeria Krakowska- do której już się przyzwyczaiłem i uważam ją za nie tylko ambitny ale i ciekawy projekt, oraz Opera Krakowska, która co tu dużo pisać, nie należy do najlepszych projektów. 


Dlaczego jednak uparłem się na tę  brutalna architekturę, którą przedstawiłem niczym ikonę Krakowa? Dlatego ponieważ jest pomimo upływu lat, ładna i estetyczna. Zawiera w sobie wszystkie elementy, ktore przemawiają za tym by uznawać ją za nadal nowoczesną. Hotel Forum- bryła zawieszona nad Wisła, wydaje się lewitować ponad powierzchnią ziemi. Nowa Huta- miasto estetyki i użyteczności, nieraz przytłaczające swym ogromem by niekiedy oczarować podcieniami i ukrytymi w strzelistych balkonach ogrodami. Biprostal- wyzwanie rzucone okolicznej, niskiej i klasycznej zabudowie, podkreślający swą odmienność modernistyczną mozaiką i zastosowanymi materiałami. I w końcu Szkieletor- niemy symbol upadku socjalizmu. Budynek, mający być pierwszym z wielu na Krakowskim "Manhatannie", a w efekcie, przez wiele lat stanowiący nie lada problem dla miejskich urbanistów, którzy nie wiedzieli co począć z jego nagą, niedokończoną konstrukcją.

Co powoduje, że dziś choć technika jak i możliwości sa większe, w Krakowskiej architekturze wieje nudą i szarością? Choć architekci prześcigają się w tworzeniu nowych konstrukcji, to wszyscy, obawiają się negatywnych opini, mówiących, że w Krakowie już nie można, nie da się, nie wolno budować nowocześnie by nie naruszyć wizerunku starówki. Gratuluję takiego podejścią, oby tylko Kraków nie skończył jak Bolonia, w której uszanowanie dla starej zabudowy przerodziło się w monotonię i nudę  wyzierającą z każdego zaułka- bo nowych projektów tak tam jak i tu brakuje. 

Z wiejącego architektoniczną nudą miasta 

Niezależny Recenzent Miejski. 

Ps.

Ktoś napisał kiedyś, że normy dotyczące zabudowy zabiły indywidualność architektury. Podpisuję się pod tym z całą stanowczością. 

Ps.2

Fakt, moja wina, chodziło mi to po głowie i chodziło, i zapomniałem o muzeum nadwiślańskim, które jest ciekawe, ale szczerze? Nie targa serduchem tak jak pobliski hotel Forum. 

Co do Łagiewnik, to średnio- kanonem to się nie stanie i za 30 lat wątpię by ktoś do tegoż budynku wzdychał, zwłaszcza dodawszy plany rozwojowe 'konglomeratu" oraz projekt iluminacji. 

niedziela, 8 sierpnia 2010

Tańczyć w jaskini przyszłości na wysokościach Krakowa

Witajcie, 

Nowe spostrzeżenia plus nowy materiał. Mieszanka owocuje radosnym gajem pełnym owoców- słodkich i soczystych. 

- O'rly?

- Taa:)

W ubiegły piątek Kraków jakby przygasł. Nie było koncertu w Awarii ni w innych nawiedzanych przeze mnie miejscach. Na rynku grała Katalońska muzyka, ale miasto, pogrążone w wieczornych pomrukach odległej burzy zdawało się zasypiać. Pomyślałem trudno, nie będzie dziś muzyki na żywo, ale oto przed oczami pojawił się news, o koncercie nie dość że intrygującym, to jeszcze odbywającym się w miejscu którego nie znałem. Można spróbować- z tą myślą udałem się w kierunku skrzyżowania ulic św. Tomasza i Jana. Szukałem chwilę klubu, ale nie znalazłem. Mocno tym faktem podłamany już miałem odpuścić, ale oto podbiegł do mnie chłopak z parasolem, i zapytał czy nie mam ochoty posłuchać fajnego koncertu w klubie obok. 

- World Trans System?

- No tak właśnie nazywa się kapela, która gra dziś. 

- Wybawicielu! Daj dwie wejściówki i pokaż gdzie znajdę tę niecną knajpę której szukam od 15 minut!

Znalazłem. 5 metrów ode mnie. Co śmieszniejsze nie zauważyłem głównej postaci WTS, stojącego w drzwiach do klubu INTRO  Simeon'a Lenoir.

Ślepyś...

Niemniej, po odnalezieniu Niezależnej, szybko udaliśmy się na miejsce by posłuchać koncertu, na który już niemało się nakręciłem. 

Słów kilka o miejscu zwanym INTRO

Klub Intro, znajduje się w tzw. "Zaułku niewiernego Tomasza" czyli we wnęce jaka znajduje się po prawej stronie skrzyżowania ul. Jana i św. Tomasza, idąc od rynku. Obok, znajdziecie knajpki takie jak Dym, Pod Dorożką czy Camelot. Laaaaansem powiewa, wiadomo bowiem, że w żniwa pod Dymem gromadzą się tłumy, po to tylko by być widzianymi. Co ciekawe w klubie Intro, nie panuje ścisk, ani nachalna atmosfera, towarzysząca sąsiadom. Jest spokojnie, delikatnie i intrygująco. Ściany w kolorze brudno- szarym pokryte są kolumnami cyfr, przypominającymi te jakie znamy z kultowego już filmu Matrix. Ale to nie wszystko. Wysokie wnętrze zostało zaaranżowane by, przynajmniej w moim mniemaniu przypominać jaskinię. Nie bójcie się, ściany nie zostały sztucznie dostrojone kamieniami czy mchem. Chodzi o wysokość, która gdzieś tam gubi się w cieniach, oraz lampy, które mnie skojarzyły się z stalaktytami, nisko zwisającymi w grupach nad stolikami.Kinkiety utrzymane  w podobnym designie podświetlono dodatkowo pomarańczowym kolorem co sprawia wrażenie że to nie kawałki zagiętej rury ale obrośnięte fluorescencyjnymi porostami wytwory skalne. Taki to nowoczesny a zarazem intrygujący wygląd ma wnętrze klubu. Dodatkowo zastosowano podział na trzy sale. Pierwsze dwie są rozdzielone jedynie poprzez ustawienie stolików i wysokich na metr przegród wyrastających z podłogi. Optycznie mamy dwie sale w rzeczywistości jedną. Znajdziecie tutaj bar i mini scenę. Po za nimi mieści się wąski korytarz, w który udało się wkomponować dodatkowe stoliki i wygodne siedziska. Całość wywiera wrażenie niby jaskini, zlokalizowanej wśród nowoczesnej techniki. Siedziska, czy raczek pseudo sofy to bardzo ważny punkt programu. Jak wiadomo, to one właśnie a nie krzesła, są najwspanialszym elementem w klubach, lecz z nieznanych przyczyn właściciele nieczęsto decydują się na ich użycie. Szczerze powiedziawszy, w okolicach rynku, można policzyć na palcach wszystkie kluby posiadające te meble na swoim wyposażeniu, a im dalej od rynku tym gorzej. Podsumowując, jeśli chcecie wybrać się do ciekawego klubu niedaleko rynku, porozmawiać czy napić się piwa możecie spokojnie iść do Intro, dodatkowo zbierzecie klika gwiazdek lansu, mając świadomość przebywania w tak bliskiej okolicy Dymu... :P

Lanssssssss ;)


Ale, ale. Wróćmy do koncertu. Troszkę się przeciągało, przeciągało, ale wreszcie w niepełnym co prawda składzie World Trans System wyszedł na scenę (w osobie wspomnianego wcześniej Simeon'a Lenoir). Muzyka, jaką zaprezentował przesycona jest rytmem, który hipnotyzuje i wciąga. Monotonnie wybijany na bębnie rytm, plus brzmienie gitary, skutecznie odcinają od świata, który gdzieś tam spoza okien spogląda na nas oczami przechodniów i turystów. Nie będe rozpisywał się o samym artyści, miast tego obejrzyjcie sobie sami bardzo fajny filmik o nim i jego projekcie.

Opiszę moje wrażenia. Muzyka, której dane mi było słuchać, jest dla Krakowskich scen egzotyczną. Ot pojawia się czasami w wykonaniu Que Pasa, ale nie widać jej na mapie nocnego Krakowa zbyt często. Dlatego koncert był dla mnie nie tylko sposobem na spędzenie czasu w piątkowy wieczór, ale i możliwością prawdziwego zrelaksowania się w przyjemnym otoczeniu. 

Całokształt naruszał nieco taniec dwóch tancerek, który nie pozwalał do końca skupić się na samym artyście i jego muzyce. Choć z drugiej strony taniec hipnotyzował dodatkowo :) Koniec końców, mogło się podobać, ale też mogło wymieść całą publiczność, której takie zmiany w jadłospisie nie pasują do ich menu. Mnie rozbawiło, i przyniosło skojarzenie z dyskotekami ameryki południowej, które działają w taki właśnie sposób, że artysta z gitarą gra na scenie, wokół niego kłębią się gibkie dziewczęta a pod nimi tańczy zgraja okolicznych ludzi mających ochotę w taki właśnie sposób się rozerwać. Oczywiście może też kojarzyć się to z legendarną telenowelą "Zbuntowany anioł" (słusznie).



Poniżej kilka klipów WTS, dla chętnych oraz adres MySpace projektu dla chętnych do zobaczenia go na żywo. Tak, tak! Wystąpią jeszcze w Krakowie, a najbliższy koncert w Hostelu Giraffe 10 sierpnia, potem 11 znów pojawią się w Intro, więc macie możliwość sprawdzenia nie tylko jak gra WTS, ale i zobaczenia klubu. 

WORLD TRANS SYSTEM NA MYSPACE



Sprawa druga, Szkieletor....

Tamta da da!

Oto zapowiedziano, że zakończył się wstępny proces projektowania a zarazem uzyskiwania (błagania) konserwatora zabytków, o zezwolenie na prace. Co prawda nie ma jeszcze zezwolenia na budowę, ale zdesperowani urzędnicy miejscy zrobią już chyba wszystko by pozbyć się elementu nieukończonego wieżowca, szpecącego miasto. Co ciekawe, jak zwykle udaje się to dopiero przed wyborami, ale o tym, że w Polsce nie ma niczego bezinteresownie, wie już chyba każdy :)

Niemniej projekt przebudowy, remontu, dokończenia- zwał jak zwał, budynku NOT, wygląda nie tylko przyjemnie dla oka, ale i bardzo profesjonalnie. Nie mamy już złotych kopuł, ani klockowatych betonowych budynków, a pojawia się przed nami eleganckie i przejrzyste w zabudowie centrum biznesu i usług, zajmujące całą powierzchnię znienawidzonej przez estetyków zabudowy miejskiej, działki przy rondzie mogilskim. Miejmy nadzieję, że projekt uda się szybko rozpocząć, i obok kampusu UEK, które zresztą też w rozbudowie, stanie budynek o elegancji jaką przedstawiają koncepcje przygotowane przez grafików. Co prawda już są tacy, którzy przypinają mu metkę staroświeckiego czy przestarzałego, ale szczerze powiedziawszy, wydaje mi się on pasować do klimatu i konserwatyzmu miasta. Poniżej kilka grafik przedstawiających nowe świecidełko miasta. 




sobota, 10 lipca 2010

Czy jeśli zamknąć oczy, świat zatrzyma się na chwile?

Trochę mnie tutaj nie było. Zakurzyło się i porosło pajęczyną. Ale nic to, biorę się znów do roboty. To że nie pisałem przez miesiąc ponad, nie oznacza, że w Krakowie nic się nie działo. 

Niemniej jednak powracam w glorii 35 stopniowych upałów, i zabieram się do pracy, mam nadzieje że już niedługo z pomocą kolejnego Recenzenta. 

O czym dziś? 

Zapowiadałem recenzję płyty Czesława- będzie. Pojawi się zdjęć, dla tych, którzy chcą zobaczyć jak wyglądało wyburzanie na Pawiej, o którym pisałem wcześniej- będą i zdjęcia (ostrzegam, materiał wykonano przy użyciu żelazka, więc jakość jest przy dużej dozie litości- średnia). I wreszcie na koniec opowieść o ciężkim życiu rowerzysty w Krakowie. 

Zapraszam do czytania, a przed nim chwila rozrywki z zespołem którego muzyka niejednokrotnie poprawiała mi humor i ratowała nawet najgorzej zapowiadające się dni.


I jak tu się nie uśmiechnąć?

Do poniższej galerii nie potrzebny komentarz, ot wyburzenie, ale takie na które wielu czekało z utęsknieniem (min. pan inwestor, który postawi tutaj nowy biurowiec).

"Plus w tym taki, że nie będą się już pod galerią gnieździć dziobaki"




A Czesław Śpiewa ponad tym całym Krakowem

Przyszedł czas na zapowiadaną recenzję płyty Czesława Mozila, o tytule, który choć nie pozostawia wiele do domysłu, to jednak myli przeciętnego odbiorcę. "Pop" bo tak zatytułowana została płyta, wydana została nakładem wydawnictwa Mystic w pierwszym kwartale panującego nam roku pańskiego 2010.

Brzmienia, jakich posłuchać możemy na nowej płycie to znane już z poprzedniego albumu, połączenie folkloru akordeonowego z walczykami i nowoczesnymi rytmami. 

Co najpiękniejsze w tej płycie- gdy słuchacie jej na dobrym sprzęcie, możecie dosłuchać się dźwięków wydawanych przez zapadki i wszelakie ustrojstwa, dzięki którym instrument wydaje dźwięk. Przez to muzyka staje się żywa i klimatyczna- ot jakbyśmy sami stali obok artysty i wsłuchiwali się nie tylko w nuty, które słychać normalnie ale i te ukryte, którymi instrumenty witają się z słuchaczem. 

Kompozycyjnie płyta oparta jest o historię, czego brakowało w "Debiucie". Tym razem artysta daje nam coś więcej niż tylko chwytliwe teksty i melodie. Czesław, wydawałoby się opowiada nam historię, którą rozpoczyna piosenka wręcz dziecięca-"Piosenka Dla Pajączka", jak dla mnie najsłabsza na całej płycie. Potem podmiot liryczny płyty rośnie, dojrzewa, dostrzega rzeczy o których wcześniej nie miał pojęcia i wpada w wir kłopotów rodzinnych wraz z piosenką "Kiedy Tatuś sypiał z Mamą". Piosenka, która na pierwszy rzut ucha wydaje się być prosta, ma w sobie głębie i postrzeganie sytuacji w niej przedstawionej tylko oczami dziecka, okazuje się być niewystarczające. Dziecko obserwuje rodzinę i opisuje ją z mądrością człowieka dorosłego- historię więc osobiście potraktowałem jako retrospekcję, i próbę analizy tego co wydarzyło się kiedyś. 

Trzeci utwór, to hit, który płytę promuję. Jeśli Czesław chciał pokazać nam że "Maszynka do świerkania" nie była jego ostatnim słowem- trafił w sedno. Posłuchajcie sami:

Moim zdaniem najlepszymi utworami, jakie znalazły się na płycie, są - "Krucha Blondynka" i kompozycja po niej następująca- "Podziękowanie". Osobiście dla mnie, te dwie piosenki dopełniają się wzajemnie i tylko razem brzmią dobrze. Delikatnie zaśpiewane, z chórem, który nadaje "Kruchej Blondynce" nostalgiczny, szarpiące za serducho posmak, i tekstem... brzmi to dla mnie uroczo a zarazem niepokojąco, sprawiając, że mogę tych dwóch utworów słuchać bez końca. Zwłaszcza, że po skomplikowanym początku, studzi nas wręcz ascetyczne "Podziękowanie", krótkie, proste i oczywiste, oprawione jedynie, albo aż- dźwiękami akordeonu. 

A oto i tekst "Kruchej Blondynki":

Opowiem wam kto ze mną tak
Ostatnio spędza najmilszy czas
Krucha blondynka zawsze na tak
Właśnie dlatego dziś mi jej brak

Szeptem mówią zabiorą mi Ciebie
Nie wiele brakuje a strace wiele
Ty i ja serduszka dwa
Czemu nam źle jak dobro wciąż trwa?
I płacz i tańcz na szkle walca
Kiedy ty i ja będziemy parą?
Ty i ja będziemy parą?

Każdy z nas tak by chciał
Brać Cię wciąż jak pierwszy raz brał
Ty zawsze wolna ja narzeczony
Jestem od Ciebie uzależniony

Głośno mówią nie wrócisz do siebie
Nie zdążysz przeskoczyć nie zdążysz przebiec
Ty i ja serduszka dwa
Czemu nam dobrze wśród tego zła?
I walcz i płacz i tańcz walca
Wtedy ty i ja będziemy parą!
Ty i ja będziemy parą!

Im dłużej wsłuchujemy się w dźwięki płyty, tym przyjemniej- historia płynie nam dalej, zabierając nas wprost do serca i pokazując uroki miłości. Tutaj niezbędny wydaje się głos kobiecy, jak bowiem śpiewać o miłości samemu? Pomoc przynosi najpierw Kasia Nosowska w piosence "Caesia & Ruben", opowieści o miłości tak prostej i delikatnej, a zarazem spalającej. Kameralnie i kulturalnie, a przy tym porywająco? Można!

Ale miłość nie jedno ma imię, o czym przekonać nas może piosenka "Dziewczyna z Branży". W piosence, celowo lub nie umieszczono reklamę 2 klubów, o których ja pisał już nie będę, ale polecam odwiedzenie, zwłaszcza tego pierwszego :D

W piosence Czesława wspiera... Nergal. Mocny wokal, którego użyczył wokalista Behemota, podkreśla chór, wyśpiewujący esencję historii przedstawionej w utworze.

Lecz tam, gdzie miłość
głaszcze cię dłonią
Nie płać za dymy,
co miłość chcą twoją.
Lecz ten, co słów twoich słucha
Słucha jak miłość wrzeszczy do ucha.
Lecz tam, gdzie miłość
głaszcze cię dłonią
Nie płać za dymy,
co miłość chcą twoją.
Lecz ten, co słów twoich słucha
Słucha jak miłość wrzeszczy do ucha.

I wreszcie trzecia postać wspomagająca Czesława, Gaba Kulka- jak sam artysta przyznał utwór "Caravan" był w całości jej pomysłem. I rzeczywiście, kompozycja, w której połączono bliskie artystce klawisze z instrumentarium Czesława, wypada świetnie. I znów te chórki! Fenomenalne. W utworze Czesław jest tłem, które dopiero w drugiej części piosenki nabiera mocy i przygotowuje nas na bardzo mocny finał. 

Czas na zakończenie płyty a zarazem recenzji. Ostatni utwór- "Pożegnanie małego wojownika", kończy drogę jaką przebyliśmy wraz z Czesławem. Bo jak inaczej można pożegnać się z postacią liryczną, jeśli nie życzeniem mu powodzenia w walce z otaczającym światem? 

Piosenka, może być odebrana dwojako- z jednej strony części odbiorców nie spodoba się elektroniczne brzmienie, melodia oderwana od całej płyty i ostry wokal Czesława. Z drugiej strony, piosenka, która nie jest lansowana na hit płyty, mogła by się nim łatwo stać. Ma chwytliwą melodię i z całą pewnością żyje!. Tekst jest tak jak już wspomniałem zakończeniem historii chłopca, którego poznajemy wraz z pierwszymi utworami: 

I raz i dwa
Na posterunku żołnierz trwa
I idzie na dorosły front
Naprawić swój dziecinny błąd

Warto dodać, że dzięki wykorzystaniu, nie tylko języka na płycie, może ona spokojnie konkurować na rynkach zagranicznych, a poza tym brzmi on miejscami znacznie lepiej niż nasza mowa ojczysta. Takie moje osobiste zdanie:)

Czas na ocenę ogólną płyty:

W skali 1/10 N "POP" otrzymuje kolejno:

Muzyka ...............................N N N N N N N N N N

Teksty..................................N N N N N N N N N N

Cena......................................N N N N N N N N N N

Okładka.................................N N N N N N N N N N


Ogółem..................................N N N N N N N N N N

Wynik godny podziwu i na pewno wart utytułowania go albumem o klasie 


A teraz słów kilka na temat...

Kraków nie jest miastem dla rowerzystów.

Temat, nie jest najnowszy, w końcu nie od dziś wiadomo, że Kraków, który z całych sił stara się promować jako miasto przyjazne rowerzystom, wychodzi na tym marnie. Trzeba przyznać, że poprawiają się warunki- powstają ścieżki rowerowe, wypożyczalnie miejskich rowerów, itd. ale wszyscy podkreślają, że to za mało. Niedawno omawiano sprawę fatalnego stanu ścieżki rowerowej na ulicy Kopernika- zniszczona nawierzchnia doprowadziła do wypadku rowerzysty, który upadł, po tym jak koło jego roweru zaklinowało się w szczelinie w jezdni. Potem wyszła na jaw sprawa bubla w okolicy nowej kładki rowerowej nad Wisłą, łączącej Kazimierz z Podgórzem, która owszem, jest, nawet rowerzyści mogą po niej jechać, tyle że tylko w jedną stronę, bo ulica którą na most można się dostać przewidziana jest jako jednokierunkowa . Ten problem wydaje się mieć swoje rozwiązanie, magistrat zapowiedział wprowadzenie znaków, które umożliwią rowerzystom korzystanie z dróg jednokierunkowych, jak z normalnych ulic. Taki stan rzeczy ma być wprowadzony od 1 września. Brawo! Szkoda tylko że jedynie na wybranych ulicach w centrum i Kazimierzu. Ostatnim problemem jaki pojawił się na ustach rowerzystów, jest fatalne rozwiązanie w ciągu ulicy Mogilskiej. Ścieżka rowerowa biegnąca z Nowej Huty, kończy się nagle na jezdni i rowerzyści mają do wyboru, albo zejście z roweru i doprowadzenie go do ronda mogilskiego- w końcu chodnikiem jechać nie mogą bo mandat od razu ich złapie- albo wjechanie na jezdnię co do tej pory skończyło się kilkoma wypadkami. Odcinek o którym mowa to tzw. "Setka samobójców". I znów ZiKIT obiecuje poprawę, ale nie wcześniej niż za 4 lata. 

Dramat. 

Do tego wszystkiego, włączają się oburzeni "roszczeniami" rowerzystów zmotoryzowani mieszkańcy Krakowa, którzy radzą nam, byśmy rowerami jeździli poza Krakowem i nad Wisłą. 

DZIĘĘEE KUUUU JEEEE MYYYY!


Życzę wam miłego tygodnia, w którym pewnie jeszcze się spotkamy:)

Niezależny Recenzent Miejski


poniedziałek, 10 maja 2010

Futuryzm diaskopu

Słowem wstępu...

Pada, 

Wypada więc powiedzieć to i owo na ten temat. Przynajmniej skomentować, że mokro, chłodno i kałuże atakują podeszwy. 

Można, a nawet wypada, bronić aury. Bo jakże to, wszak jeszcze niedawno nie widać było chodnika, i wszyscy modlili się tylko by już przyszła wiosna, ciepły wiaterek rozbudził liście a zima odeszła precz daleko. Nastał wreszcie czas zieleni i ciepła, lecz deszcz atakujący zewsząd i w najmniej spodziewanym momencie znów psuje miny. A mnie jest dobrze. Jest ciepło, wcale nie duszno i świeżo. Ulice same się myją, i wszystko wygląda trochę bardziej uroczyście, w tej wilgotnej pogodzie. Po za tym moi drodzy, to co nas dotyka, gdy pędzimy na tramwaj czy autobus, nie jest najstraszniejszym potopem i nie ma się czego bać. No chyba, że któreś z was jest wyjątkowo słodkie, wtedy bez parasola ani rusz z domu!


Dzisiejszym tematem przewodnim przeszkadzajek (czyli tego co pomiędzy tekstem, lub dla innych to czego za mało jest w stosunku do tekstu), niech będą słodkości. A Ty dziewczę z "lolipopem" bez parasola nie wystawiaj nosa z domu :)

Zaskakująca uczelnia...

Uczelnia, ma zaskakującą jest. Nie, wcale nie narzekam, szczerze, lubię tak kampus jak i ludzi których na nim spotykam. Ale nie jeden przeżyć może zaskoczenie, wchodząc w mury uczelni przy Rakowickiej. Oto bowiem dowiedziałem się dziś, że juwenalia, które uważałem juz za zakończone, ciągle żyją i nie pozwalają studentom wrócić do nauki. Oto bowiem na mojej uczelni, dziś odbyły się zawody międzywydziałowe, (gdy zwijałem się do domu, wygrywał mój wydział!), a już jutro koncert juwenaliowy, którego gwiazdą w tym roku będzie zespół T-Love. Co więcej, dowiedziałem się, o godzinach rektorskich. Dziwy nad dziwami, ale bardzo miło mi z powodu imprezy. 


Się sypie...

Sypie nam się Kraków, zwłaszcza w oczach przyjezdnych, jak bowiem inaczej widzieć mają to piękne miasto, skoro zaraz po wyjściu z Galerii Krakowskiej, a więc i Dworca, na ul. Pawią, widzą dwie zniszczone kamienice, które ledwo stoją. Co więcej, niedawno, fasada jednej z nich nie wytrzymała i na ulicę posypały się cegły. Bardzo szybko zamknięto część pasa ruchu, i ogrodzono chodnik, wyłączając z użytkowania przystanek autobusowy, ulokowany tuż pod kamienicą. Niemniej problem pozostał, bo nie widać od miesiąca żadnych zmian przy tej działce. Podobno jest inwestor, podobno ma plan, jest podobno i wizualizacja, ale choć widziałem ją rok temu, to nadal nie widać efektów jakichkolwiek prac. Pojawiła się co prawda siatka zabezpieczająca fasadę, a raczej przechodniów przed fasadą, ale to wszystko. Ściągnięto nawet w miarę wyglądające banery zasłaniające kamienice, które imitowały zdrowy budynek. Po co? Na co? Komu? Problem stoi i straszy a turyści widzą jak sypie nam się Kraków. Chyba, że o to właśnie chodzi, by sypało się, sypało, i wreszcie samo z siebie zawaliło. 

Na osłodę wszystkim zniesmaczonym...


A tym którzy nadal wzdychają z dezaprobatą nad pogodą, przypominam, że nie takie suche lato piękne, jak je malują...

W kolejnym odcinku, czysta recenzja, płyty którą smakuję z wolna, i coraz to bardziej mnie ona urzeka, czyli zapowiadany niedawno- Czesław Mozil i album "POP".

Zapraszam

Niezależny Recenzent Miejski 



Wrzesień