czwartek, 23 września 2010

Słońce tyłem świeci ponad Sukiennicami i MPK

Witajcie,

Najpierw, nim dane mi będzie stworzyć horror, jakiego dawno już świat nie doświadczył, poruszę temat zapowiadany od dawna, i tak wymęczony że szkoda dłużej się nad nim rozwodzić.

Sukiennice i wyprawa do nich.

Nie zabraliśmy aparatu, kiedy w niedzielne popołudnie, tuż po pracy i zjedzeniu srogiego hamburgera (ser wyszedł, więc z cheesburgera nici), udawaliśmy się do sukiennic. Nie wzięliśmy z czystej przyzwoitości, w końcu to muzeum, a kto w muzeum pozwoliłby robić zdjecia? Pomyliliśmy się, ale cóż, nadrobimy ten błąd niebawem. Niemniej po odczekaniu swego w kolejce wijącej się tego dnia przed wejściem do sukiennic, omijającej ostrożnie rozsatwiony na płycie rynku bazar ze starociami i przeciskającej się pomiędzy kupkami świeżo opadłych petów, doczekaliśmy się wstąpienia w progi, ponoć najnowocześniejszego muzeum we wszechświecie. Przesadziłem? Jasne, może nie najnowocześniejszego, ale w porównaniu do tego co było w sukiennicach jeszcze kilka lat temu, muzeum to poczyniło krok od narzędzi z kamienia ku hiperprędkości i podróżom u boku kapitana Kirka. Mile zaskoczeni odkryliśmy że w niedzielę wstęp jest wolny. Szybko udaliśmy się w kierunku sal wystawowych, i choć szarpałem z całych sił i tupałem nogą nie udało się zaciągnąć Niezależnej na balkon mijany po drodze.
Po wejściu do głównych pomieszczeń przeznaczonych dla zwiedzających, oczywiście obraliśmy błędną drogę i miast podążać za strzałkami, my wybraliśmy kierunek- od najfajniejszego do nudnego. Żartuję, ale oczywiście najpierw wybraliśmy się do sali w której zawisł piękny swym ogromem "Szał" oraz nurtujący swą kompozycją obraz "Natchnienie malarza". Ten ostatni do tego stopnia zafascynował Niezależną, że wracała do niego kilkukrotnie. Moje osobiste spostrzeżenie, rzeźba stojąca przed "Szałem" (który na mnie zrobił piorunujące wrażenie) zasłania go z dalszej perspektywy, z której tylko powinno się go oglądać. W sali znajduje się kolejny i kolejny obraz, oraz przesławna "Czwórka" Józefa Chełmińskiego, którą każdy widział na jakiejś repodukcji, a nie każdy zdaje sobie sprawę jak płótno ogomnym i przytłaczającym jest. Dodatkowo spokojnie konkurować może z Avatarem, bo gdy człowiek dłużej i dłużej wpatruje się w spienione pyski koni, w rozpryski wody i ogólny pęd który temu towarzyszy, mimowolnie usuwa się na bok, robiąc miejsce dla pędzącego zaprzęgu. Pozostałe sale, hmm. Pięknym jest "Rejtan na sejmie" czy "Bitwa pod Racławicami", ale nie robią już tak piorunującego wrażenia. Są piękne i cieszą oczy, a o gustach jak wiadomo- nie rozmawia się.
Po opuszczeniu ekspozycji, obowiązkowo musiałem wybrać inną trasę, nż ta sugerowana przez Niezależną, co skończyło się oczywiście moją bezwarunkową kapitulacją. Schodząc krętymi schodami ku wyjściu udało się wyjść na balkony zlokalizowane przy kawiarni. Szczerze współczujemy obsłudze kelnerskiej, która w swych zwiewnych uniformach stoi na tym wypizdówku, i szczerze zazdroszczę im podziwianych co dnia widoków. Każdy powinien zobaczyć choć raz rynek z tej perspektywy- warto.

Wizyta w Sukiennicach, in plus. Bo pięknie, bo ładnie i tak miło łaskocze gdy zagraniczni turyści zachwycają się dorobkiem malarzy wychowanych tu właśnie a nie tam gdzieś niewiadomo gdzie. Kolejny cel to "Muzeum Lotnictwa Polskiego" kilkukrotnie odwiedzone kiedyś, teraz znów przyjmie nas w swoje progi. Nas z szeroko otwartymi oczami i szczęką gdzieś w okolicach posadzki, łapczywie oglądajacych cudne statki powietrzne.


Horror tylko dla tych o mocnych nerwach!

Czas sprzyja bym poruszył temat dręczący od dawien dawna mieszkańców i turystów odwiedzających Kraków- temat straszny i niebezpieczny ze względu na swoją głębię. Temat, będący zmorą każdego kto się z nim zetknął, który nie jednego wpędził już w sidła choroby psychicznej- temat Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego miasta Kraków.

Jeśli już zetknąłeś się z tą złowieszczą ogrganizacją drogi podróżniku, a po przeczytaniu nagłówka, podniosłeś się spod biurka i nadal masz ochotę na to by horror ten wciągał Cię i pochłaniał, zapraszam- na własną opowiedzialność.

Rozpocznę dziś cykl, tropienia tych abstrakcyjnych wydarzeń, które dotykają nie tylko mnie ale i innych śmiertelników, którym, dane było doświadczyć srogości organizacji o której przychodzi mi pisać.


Odcinek pierwszy- "Tramwaj, zwany 19"

Stojąc na przystanku Solvay, podróżny zdawał się nie oczekiwać szybkiego przyjazdu tramwaju. W końcu godzina była późna, a On i tak był zmęczony. Ale oto zza zakrętu od strony pętli tramwajowej Borek fałęcki, wyłonił się długi lśniący swym metalowym cielskiem potwór. Jego błyszczące reflektory omiotły szybko ulicę i naraz skierowały się na tory, gdzie miały już pozostać do końca tej opowieści- ślepe i nie zważające na nic. Tramwaj był w połowie pusty, lub może w połowie wypełniony, podróżnymi takimi samymi jak On. Zmęczonymi- po pracy, udającymi się do domu, szczęśliwymi z powodu znalezionego wolnego miejsca. Tramwaj ruszył  z cichym sykiem i pognał przed siebie. On, jak zwykle odcięty od świata, spoglądał w zaciągnięte mrokiem wieczoru okna i niewyraźne w swym pędzie samochody mknące gdzieś daleko ulicą Zakopianiską. Na wysokości przystanku Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, jeden z pasażerów podszedł do Niego i zapytał nieśmiało:

- Czy ten tramwaj jedzie na dietla?

On spojrzał na tablice powieszoną niedbale obok i wskazując na napis powiedział z uśmiechem:

- Tak oczywiście. 

Przystanek Łagiewniki. Nagle jakby trąbą powietrzną wymieceni z wnętrza wagonu zniknęli pasażerowie. Z niezorzumieniem na twarzy jeszcze niedawno rozmawiający On i zagubiny pasażer przyglądali się temu widowisku rodem z hororu sci-fi. Co się z nimi stało? Gdzie się podziali?

Do rzeczywistości panującej w MPK przywórcił ich głos motorniczego:

- Wysiadać k*wa, zjazd na zajezdnie!

- Ale czy to nie jest 19 jadąca na Krowodrzą górkę? - Zapytał on.

- Nie k*wa! nie widzisz że tablice zdemontowane?- po czym motorniczy z nonszalancją zaczął zdejmować tablice informacyjne z haków.

Rzeczywistość tak odmienna. Teraźniejszość zmieniająca się w oka mgnieniu i światła tramwaju- metalowej bestii która obserwuje dramaty pasażerów bezsilnie wyczekujących kolejnego tramwaju, który bezpiecznie dowiezie ich do domu- pod warunkiem tylko że skasują kolejny bilet, bo inaczej pojawi się...

cdn.

A tym których tramwaj nie nadjechał, autobus się spóźnia i wogóle irytuje oczekiwanie na przystanku MPK przeprasza i proponuje komuniakcję zastępczą, w wersji DIY.




Miłej zabawy z klejem życzy

Niezależny Recenzent Miejski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość, oddzwonię wkrótce, choć może niekoniecznie mi się uda:P


Wrzesień