sobota, 21 maja 2011

Krakowskie Juwenalia 2011, oczami domatora





Witajcie,

Dawno już nie pisałem dla was. Może nie było tematów? Może zabrakło tego czegoś co poruszy oko, ucho i serce Recenzenta? Może po prostu zbyt leniwy nastrój dopadł Niezależnego. Wszystkie te opcje wydają się być prawdziwymi, nastał jednak czas by przeprosić się z klawiaturą i ocenić to i owo.

Cóż jednak tak mną wstrząsnęło, by skłonić do napisania nowego posta? Odpowiedź w nagłówku. Oto bowiem w grodzie Kraka, odbywają się mityczne Juwenalia, w których i ja udział biorę.

Drugim z przyczynków by złapać za pióro jest nowa postać polskiej blogosfery- Bezpośredni Bogdan, który od dziś łoić będzie wszelkie skazy tego świata. Witajże nam Bogdanie.
Tyle z ogłoszeń parafialnych. Jeśli macie ochotę przeczytać co Niezależny oraz Bogdan sądzą o tegorocznych Juwenaliach, a przynajmniej o tym fragmencie w którym uczestniczyli ciałem i duchem, zapraszamy poniżej.

Niezależny Recenzent Miejski & Bezpośredni Bogdan
(zdjęcie rodzinne)


O juwenaliach można mówić i pisać baaaaaaardzo dużo. Zazwyczaj mówienie o nich, czy też opowiadanie ogranicza się do historii typu "tyle wypiłem i tak się naebałem, że nic nie pamiętam, ale było przaśnie...". My ograniczymy się do opowieści trzeźwiej, tej w której sami udział braliśmy- korowód oraz koncert "babskie granie" z dnia 20.05..2011. A rzecz działa się w Krakowie...


Wybrałem się na korowód juwenaliowy. Korowód, dla tych którzy nie do końca w temacie, to taka forma pielgrzymki z miasteczka akademickiego AGH, na Krakowski rynek. Od pielgrzymki różni go: po pierwsze- stan upojenia biorących udział, po drugie- rodzaj śpiewanych pieśni i wreszcie po trzecie- strój(choć i tutaj pojawiają się księża i moherowe berety). Korowód jak co roku przemknął, czy raczej przeczołgał się ulicami Krakowa, dotując straż miejską datkami w postaci mandatów za picie w miejscu publicznym. Studenci mniej sprytni uiścili myto i z niemrawymi minami, oraz nieco lżejszymi kieszeniami podreptali dalej. W tym roku, studentów, było znacznie mniej niż w latach poprzednich. zobaczyć można to było choćby na rynku, którego pojemność niewiele uległa zmianie po dotarciu ostatnich "pielgrzymów". Poziom tegorocznego korowodu był niski- czy to ze względu na stroje, które niczym szczególnym nie zachwycały, czy te ze względu na wspomnianą wyżej frekwencję uczestników. Brak było szczególnie widocznej w tym zgromadzeniu, w latach ubiegłych, radości i spontaniczności. I nawet promili było chyba mniej. Na blogu możecie zobaczyć kilka zdjęć z korowodu, wykonanych przez NRM.
A teraz troszkę z innej beczki czyli nasza opinia o wczorajszym koncercie "Babskie Granie" zorganizowanym przy studium WF UJ na ul. Piastowskiej. 
Wybraliśmy się, wiedząc co nas czeka. Wiedzieliśmy, że oto na scenie zagra min. Thaim, Żywiołak, Ania Dąbrowska i Hey. Poszliśmy tam pomimo Ani D. chcieliśmy pobawić się przy Żywiołaku i Hey ale nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę z tego co nas czeka. Głos zabierze, po raz pierwszy zresztą na łamach blogu- Bezpośredni Bogdan- enjoy:)

 Wieczór zaczął się, wieczornie. W sumie świeciło jeszcze słońce, so, ciężko mówić o wieczorze. Dochodząc do miejsca koncertu, wiedziałem że coś nie gra. Tłumów nie było, a ze sceny ziało pustką. Na szczęście skończył się pierwszy występ i na scenę z wolna wsuwał się skład Żywiołaka. Rozochocona setka studentów pod sceną, gotowała się na dzikie fale muzyki. Oh yee, pomyślało mi się w głowie na widok tak licznej reprezentacji fanów zespołu. Żal dupę ściskał, że tak niska frekwencja, ale pocieszałem się, że przynajmniej nas nie stratują. Koncert jak to koncert żywiołaka. Mocny- pomimo nowych wokalistek wesoło baunsujących po scenie wyszło całkiem dziarsko. Ekipa przedstawiła kilka nowych utworów z najnowszego krążka- na który btw czekam, po czym zawinęła stragan i zaczęła robić miejsce Ani D.

 Szczęściem było to, że udało się wyciągnąć ich zza sceny na bis. Zespół nie do końca zrozumiał chyba jego idee, ponieważ po raz drugi zagrał kawałek wykorzystany wcześniej podczas koncertu. Z ideą, chodzi mi przede wszystkim o to, że większości z nas brak było wielu fajnych starych utworów- Latawców, Ballady o głupim Wiesławie itd. Zespół postanowił popromować nowy materiał  i po raz wtóry zagrał kawałek satyryczny o tematyce religijno Toruńskiej, zwany Grzybobraniem tudzież Pochwałą dla głupoty. Przyznam, że po drugim przesłuchaniu nawet zaczął wpadać mi po między uszy. Atmosfera pod sceną była na tyle dobra, że udało się nawet zmusić studentów do wspólnego śpiewania i tu uwaga "że tu jest moje mazowsze" w kawałku "Mój miły rolniku".




Żywiołak grał może godzinę, choć wg. mnie zdecydowanie krócej. Było fajnie. Potem miało być gorzej i było. Była, a raczej nastała cholera, makabra i zło w najczystszej postaci. Nastała, po pół godzinnej przerwie urozmajcanej wyczytywaniem sponsorów <wtf?> Ania Dąbrowska. 
...
Chciałbym zaznaczyć że podczas tego koncertu oddaliłem się tak jak mogłem od miejsca hańby. Zdziwiły mnie jednak tłumy które zgromadziły się pod sceną i naprawdę cieszyły z koncertu. Czyżby świat miał się rzeczywiście ku końcowi a studenci byli aż tak pijani?



Tylko Człowiek Skurwiel, mógł być na tyle inteligentną bestią, by podczas planowania koncertu uznać, że dobrym pomysłem będzie pomieszanie Żywiołaka, Ani Dąbrowskiej i Hey. Ludzie zasypiali, jedli trawę, a niektórzy byli do tego stopnia zdesperowani że wychwalali lokalną zaprawioną piwem wodę. ISTNY ARMAGEDON! Po pierwszych 10 minutach, uznałem że nie jest źle. Nie zaśpiewała Charlie, Charlie, a zespół grał nad wyraz równo, ale kiedy minęło 40 minut, ostro zastanawiałem się- o co kaman?
Czy tak trudno było skończyć? Chyba tak bo Ania spragniona jak widać czułości fanów z grodu Kraka, piała przez półtorej godziny... Ania Żałosna, bo w taki mniej więcej nastrój wpędziła tłumy które ze strachu przed jej występem schowały się w toi toi'ach. 
Potem była przerwa. I znów sponsorzy, tym razem wyczytywani 3 razy (congratulations for you my dear), i znów oczekiwanie, zimno, komary i niedobra woda bo z posmakiem piwa. Wreszcie Hey wystąpił. Szkoda, że udało się wysłuchać only 30 minut koncertu. Zaczynało piździć i w cholerę późno a wracać stamtąd nocnym łatwo nie jest. Niemniej jednak Nosowska nie zawiodła tych co czekali, albo przyszli tylko po to żeby jej posłuchać. Był to zdecydowanie najmocniejszy punkt programu.
I tak oto zakończę. Przynajmniej pochlebstwa, bo teraz zacznę mówić o tym co naprawdę mnie rozwaliło. 
Akustyka, a raczej akustycy powinni byli wyjść. Przynajmniej nie było by na kim wieszać psów. 
Czy to normalne, żeby podczas dość dużego i poważnego koncertu pojawiały się ciągłe sprzężenia, buczenia, piski, wyłączające się ciągle mikrofony i rozwarstwienia pomiędzy wokalem a muzykami(głośność)? Sory ale czułem się jak na dożynkach. A, i żeby nie było- akustycy na co dzień zarabiają w poważnej firmie zajmującej się nagłośnieniem, albo strugają imprezy na miasteczku AGH- zresztą akurat tam czynią podobną maniane. 

DRAMAT.


Też tam byłem, co do pewnych kwestii aż głupio mi się nie zgodzić, inne może przemilczę, bo nie warto sobie psuć humoru:) Akustyka była taka jaka była. A z Anią Dąbrowską, jednym może się podobać innym nie. Ja nie przepadam i też kuliłem uszy, ale koniecznie chciałem zobaczyć Nosowską, wszak to już kilka lat kiedy ostatnio byłem na jej koncercie. 
Juwenalia, jeszcze się nie skończyły, pogoda trochę szaleje, ale chyba warto jeszcze gdzieś się wybrać. Póki co trzymajcie się ciepło i czekajcie na kolejne niusy... jak nie ode mnie to od BB:) Ave!

 
 
 
Hitów i Szitów słuchali dla was Niezależny Recenzent Miejski & Bezpośredni Bogdan

1 komentarz:

  1. Byłem wczoraj w Krakowie, bo wracałem z gór. Załapałem się akurat na muzyczkę graną z wierzy kościoła. Tam są zawsze takie tłumy czy to tylko słoneczna, niedziela w długi weekend?
    Na ul. Floriańskiej siedział chłopak (ok. 16 lat) i grał na gitarze Pink Floyd. Jak zaczął śpiewać nie wierzyłem, że można tak ładnie.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość, oddzwonię wkrótce, choć może niekoniecznie mi się uda:P


Wrzesień