poniedziałek, 8 marca 2010

Co wyjdzie z połączenia białej wstązki i kota?

Witajcie,

Dzisiejszy dzień przywitał mnie bombą atomową, a przynajmniej kolejnym epizodem nuklearnej zimy. Uśmiechu w tym nie ma. Zima i zimno jakie z sobą niesie, obecne jest już do dłuższego czasu. Nudno. Wiosny chcemy.

Ale skoro nie ma wiosny, kalendarzowej ani tej związanej z aurą, pozostaje czekać. 

Obiecałem recenzję filmu- "Biała Wstążka". Miałem napisać ją zaraz po seansie, ale że film trwał ponad 2 godziny, a i człowiek odpocząć winien kiedyś, recenzja została odroczona. Do dziś. 

Film, który dane mi było obejrzeć w mojej, subiektywnie ulubionej sali kinowej kina ARS - Reducie, spodobał mi się do tego stopnia, że zapomniałem nawet o tym, że "sprechano" tam po niemiecku. 

Obraz autorstwa Michaela Haneke, nie atakuje nas agresywną muzyką, czy żywymi kolorami. Wręcz przeciwnie. Widz zasiada przed czarno- białym obrazem okraszonym skąpą, ale nader trafnie dobraną ścieżką dźwiękową. 

Tytułowa biała wstążka, jest, czy raczej ma być symbolem niewinności dwójki dzieci protestanckiego pastora, którym radzę dobrze się przyglądać, podczas projekcji. 

Historia, zbudowana jest na opowieści, toczonej przez nauczyciela, zamieszkałego w niczym od innych nie różniącej się wiosce, gdzieś w północnych Niemczech. Smaczku opowieści nadaje niewątpliwie okres w jakim toczą się przedstawiane wydarzenia. Ukazany zostaje nam bowiem świat, pozbawiony dzisiejszego splendoru i techniki, świat stojący na krawędzi I Wojny Światowej. Wioska, którą obserwujemy, byłaby nudna niczym flaki z olejem, gdyby nie tajemnicze wydarzenia, które na pozór zwykłe, nabierają zgoła odmiennego charakteru, w tej sielskiej scenerii. 

Film, może wielu skojarzyć się z "Osadą", i słusznie, bo klimat opowieści jest podobny. Różnica, polega na tym, że o ile w "Osadzie" historia spłycała się z każdą kolejną minutą filmu, to w Białej Wstążce, każda kolejna minuta przyprawia o nowe wątki, domysły i gęsia skórkę. Nie, nie proponuje wam horroru- obraz, jaki dane mi było zobaczyć jest dramatem, bodaj najlepszym jaki ostatnimi czasy dane mi było oglądać.

I gwarantuje wam, że po obejrzeniu tegoż filmu myśli nad ludzką naturą, będą kłębić się w waszej głowie i prowokować do dyskusji. Bo biała wstążka, czasem oznacza hipokryzje, i zasłania jedynie ukryte pod płaszczykiem sielanki, "brudne sekrety".

Mimo, że premiera filmu, była nie dziś i nie wczoraj, pozwoliłem sobie na tę małą recenzję, by samemu przyczynić się do propagowania, tego bardzo dobrego obrazu. 

A żeby nie było, że mało muzyki, proponuje kilka smaczków, wykopanych na youtube.

Smaczek pierwszy Mashup Nirvany i Lady GaGa. Śmieszny i zarazem straszny (na co to ludzie nie wpadną), wstawiam z dwóch powodów. Po pierwsze, kuriozalne pomysły, czasami wychodzą nad wyraz intrygująco. Po drugie, fala komentarzy na jednym z polskich forów, po ukazaniu się tego klipu, mixa, czy jak inaczej nazwać, rozgromiła moje myśli. Dzieci płaczą, chcą wieszać twórce, podpalać mu dom- bo ich idol Kurt, którego historia życia płynie w każdym z nich, przewraca się w grobie. Nie martwcie się- nie przewraca się. Raczej leży i się nie rusza, bo tak jest mu wygodniej. A tak dla wyjaśnienia, o to ten "haniebny materiał"

Swoją drogą, gdy np. dokonywano remixu utworów Niny Simon czy Jefferson Airplane, nikt nie płakał, nie krzyczał...

I mashup numer dwa. Zdecydowanie fajny i przyjemny w odbiorze. Łączący gwiazdy, które ze sobą występowały, choć jedna z nich ma nieco odmienne od klasycznego medium koncertowe...

Niemniej jednak, okrzyknięty najlepszym mashup'em roku 2008...

Zgadzam się, te dwa utwory pasują do siebie, tak jakby stworzono je z myślą o połączeniu:)

WiĘści...

No tak, w końcu tradycji musi stać się zadość. Postanowiłem, że będę trzymał się konwencji Krakowskiej. Ok, w ostateczności, gdy pojawi się jakiś wyjątkowo kuriozalny news ze świata dalszego niż okoliczne parki, osiedla i stare miasto, pozwolę go sobie skomentować. Ale póki co trzymajmy się Krakowa. 

1. Jutro zapłonie olimpijski znicz. Kraków 2026

Wyjątkowo dzika rzecz, a raczej artykuł nie tyle nawet ironiczny co prześmiewczy. Czegóż dotyczy? Wypowiedzi szefa PKOl Piotra Nurowskiego, który uznał, że Kraków i okolice to idealne miejsce na organizację zimowej olimpiady. Oczywiście, trzeba by przygotować odpowiednie zaplecze, zmodernizować Zakopiańskie obiekty sportowe itd. itd. ale dlaczego by nie pośmiać się wcześniej? Dla chętnych polecam artykuł w oryginale. Mnie osobiście rozbawił pomysł maskotki igrzysk, jaką stał się komin CH Bonarka. Od siebie dodam, że tory bobslejowe powinny być wkomponowane w sukiennice, a zawody curlingowe odbywać się już mogą choćby na floriańskiej. 

2.Makabryły 2009 dla krakowskich budynków

Drodzy Państwo, Kraków miastem Architektury- niestety tej gorszej i uboższej. Rok rocznie, to właśnie krakowskie budynki zdobywają tytuły "Archiszopy" czy "Makabryły". Nominowanymi, czy laureatami byli już min. Galeria Krakowska czy Opera RaRa. W tym roku w czołówce znalazły się aż dwie pozycje z grodu Kraka. 

Pierwsze miejsce, wyjątkowo szpetne i kolorowe osiedle Zakrzówek.

Drugie miejsce, nie mniej szpetny jednak mniej kolorowy Hotel Niebieski. 

Zwycięskim biurom architektonicznym, oraz ich pracownikom z "wizją" gratulujemy.

Ech, nic dodać, nic ująć. By nie było wam smutno i zimno, na zakończenie - on też kiedyś stanie się tygrysem, czego i ja wam życzę. 

Z zimnym i Krakowskim pozdrowieniem Niezależny Recenzent Miejski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość, oddzwonię wkrótce, choć może niekoniecznie mi się uda:P


Wrzesień